Alina Więckowska-Worch, prawnik, pośrednik w obrocie nieruchomościami, agencja Avenda:
Kilka tygodni temu młody człowiek, który poszukiwał mieszkania, uświadomił mi fakt istnienia w tej branży ponad ćwierć wieku. Na wstępie powołał się na to, że jego babcia kupowała u mnie mieszkanie, jego rodzice - dom, wujek - jakieś hektary, więc i on nigdzie indziej nie idzie, tylko do mnie. Przyznam, miła była ta rzadko dzisiaj spotykana u młodych ludzi, zwłaszcza w dobie Internetu, wierność. Pomyślałam sobie jednak, że jak wymieni jeszcze prababcię to „ się zabiję ".
Niedawno z ofertą sprzedaży bardzo starego domu zgłosiła się ponad 80-letnia kobieta. Oczekiwała ogromnej, minimum trzykrotnie większej od rynkowej, ceny. Długo przekonywała mnie, że dom ma szczególne atuty – niesamowitą energię, która przed laty spowodowała, że uznana za zmarłą w nim siostra na drugi dzień ożyła i w dobrej kondycji dożyła sędziwego wieku.
Wielokrotnie muszę wykorzystywać swoją prawniczą wiedzę oraz wykazywać ogromną cierpliwość, aby klienci zrozumieli, że np. mają nieruchomości o nieuregulowanym stanie prawnym. Jeden z klientów nie przeprowadził niezbędnych postępowań spadkowych i nijak nie mógł zrozumieć, że w takim stanie nie ma możliwości sprzedać mieszkania. Tak na mnie krzyczał, że mu „kłody pod nogi rzucam", bo skoro z żoną się dorabiali i kupili lokal, to po jej śmierci jest tylko jego, a dzieciom oraz wnukom nic do tego. Problem tkwił w tym, że do kręgu spadkobierców ustawowych należało troje dzieci i pięcioro wnucząt rozsypanych po całym świecie.
Pod koniec ubiegłego roku mieliśmy niesamowity przypadek. Zwykle nie osądzamy zasobności portfela klienta po jego wyglądzie, ale tym razem wyglądający na bezdomnego człowiek wzbudził naszą czujność. Jak się później okazało, był to zbierający puszki w śmietnikach emerytowany nauczyciel.