Komisja Europejską planuje zmiany w prawie zakładające, że firmy, które wysyłają pracowników za granicę, będą musiały wypłacać wynagrodzenie według wszystkich zasad obowiązujących w kraju, do którego pracownik został oddelegowany, w tym np. z uwzględnieniem tamtejszej pracy minimalnej, dużo wyższej niż w Polsce. Przewidywane są przy tym ograniczenia okresu delegowania.
Działania ochronne
– Dla ponad 90 proc. firm zrzeszonych w naszej organizacji świadczenie usług za granicą to ważna część działalności. Na rynkach europejskich zainteresowanie ofertą polskich przedsiębiorstw jest duże z uwagi na deficyt specjalistów o wymaganych kwalifikacjach – mówi Barbara Reduch-Widelska, prezes Korporacji Przedsiębiorców Budowlanych Uni-Bud. – Wiele polskich firm, których pracownicy świadczą usługi na terenie innych krajów unijnych, będzie miało trudności z utrzymaniem się na rynku. Oceniamy, że utrzyma się jedynie 30–40 proc. firm z szeroko rozumianego sektora budowlanego i branż pokrewnych. Reszta albo upadnie, albo przeniesie się za granicę, a to oznacza, że większość ich polskich pracowników straci pracę. Część osób będzie dalej pracować w polskich firmach, ale ich składki na ubezpieczenia społeczne i podatki będą zasilać budżety innych państw – dodaje.
Prace nad dyrektywą trwają, tymczasem część państw członkowskich na własną rękę wprowadza różnego rodzaju regulacje zamykające rynek, np. w kilku regionach Francji na budowach finansowanych z publicznej kasy nie mogą pracować osoby, które nie znają języka francuskiego. Jest to tłumaczone koniecznością obrony lokalnych przedsiębiorstw, którym trudno konkurować z firmami z Europy Środkowo-Wschodniej mającymi przewagę w postaci niższych kosztów pracy.
Rzekomy dumping
Z tą argumentacją nie zgadzają się polscy przedsiębiorcy.