To wygląda jak scena z filmu science fiction: głowica drukarki przesuwa się nad warstwami żywej tkanki, dodając kolejne komórki. Regeneruje kości, zamyka rany i odbudowuje ciało. To wcale nie tak odległa przyszłość, jak mogłoby się wydawać. Prototypy takich urządzeń już działają. Do użytku w szpitalach trafią za mniej więcej pięć lat. Aparaty tego typu są wzorowane na zwykłych drukarkach atramentowych.
O tym, jakie problemy naukowcy muszą jeszcze pokonać i czego możemy się spodziewać po takich drukarkach, pisze w najnowszym wydaniu magazynu „Science” Paul Calvert z Uniwersytetu Massachusetts. Jego zespół eksperymentuje ze zmodyfikowanymi drukarkami wykorzystującymi – zamiast atramentu – płyn z komórkami macierzystymi. Ma to umożliwić tworzenie organów do transplantacji.
Ale na razie naukowcy mają skromniejsze ambicje. Zespół prof. Jake’a Barraleta z McGill University w Montrealu skoncentrował się na odbudowywaniu kości. Ze względu na ich strukturę i możliwość zrastania się to zadanie znacznie prostsze niż np. wytworzenie zapasowej wątroby.
Naukowcy wykorzystują do tego celu rodzaj drukarki atramentowej nanoszącej na podłoże warstwy proszku i żelu klejącego. Sama drukarka zewnętrznie nie przypomina naszych drukarek biurkowych – ma rozmiar dużej szafy i uproszczoną głowicę. Nanosi ona proszek, z którego konstruowana jest kość, a następnie kwasowy żel utwardzający. Gdy jedna cieniutka warstwa jest gotowa, głowica rozpoczyna nanoszenie kolejnej. Odtworzenie brakującego elementu kości zajmuje ok. 10 minut. Później wystarczy tę część wszczepić pacjentowi i poczekać, aż kość się zrośnie.
– Ta technika będzie najbardziej przydatna tam, gdzie potrzebujemy bardzo dokładnego dopasowania. Na przykład w chirurgii rekonstrukcyjnej lub kosmetycznej – mówił prof. Barralet dziennikowi „Daily Mail”.