Jedynie 4 proc. wody w oceanach nie nosi śladów związanych bezpośrednio z ludzką działalnością: rybołówstwem, przemysłem, turystyką, rolnictwem. Ponad 40 proc. oceanów dotkniętych jest tą działalnością w sposób znaczny. Ilustruje to atlas opracowany przez 20 biologów i oceanologów z wielu amerykańskich uniwersytetów. Publikuje go najnowszy numer „Science”. Wyniki przedstawiono również w Bostonie podczas konferencji zorganizowanej przez Amerykańskie Stowarzyszenie na rzecz Wspierania Nauki (AAAS).
Regiony, które najmniej ucierpiały na skutek ludzkiej działalności, leżą poza kręgami polarnymi. Ale i tym „sanktuariom” zagraża degradacja z powodu szybko topniejącej powłoki lodowej i – co się z tym wiąże – coraz intensywniejszej obecności człowieka w Arktyce i Antarktyce.
Atlas jest tym cenniejszy, że poprzednie prace tego rodzaju obejmowały jedynie pojedyncze ekosystemy. – Ten projekt badawczy pozwala spojrzeć na oceaniczne środowisko i wpływ na nie ludzi w sposób globalny – podkreśla dr Ben Halpern z Uniwersytetu Kalifornii.
Z kolei prof. Andrew Rosenberg z Uniwersytetu New Hampshire uważa wyniki tego programu za wyraźne przesłanie dla decydentów i polityków na całym świecie: już najwyższy czas, aby ograniczać ludzką aktywność w wielu miejscach globu.
Atlas uwzględnia 17 podstawowych zakłóceń morskiego ekosystemu zawinionych przez człowieka. Do najbardziej wrażliwych miejsc na kuli ziemskiej należą rafy koralowe i wielkie głębie. Szczególnie zagrożone są także zasoby planktonu. Najbardziej zakłócone strefy przez transport, przemysł, turystykę i rolnictwo to Morze Północne, Morze Chińskie, basen Karaibów, wybrzeża Ameryki Północnej, Morze Śródziemne, Morze Czerwone, Zatoka Perska, Morze Beringa.