Badania z udziałem ponad 3 tys. osób pokazały, że najlepiej sprawdzają się najprostsze rozwiązania. Dlatego Amerykanie odchodzą od tradycyjnej metody udzielania pierwszej pomocy na rzecz łatwiejszego do wykonania samego masażu serca.
– To może się przełożyć na setki, jeśli nie tysiące uratowanych istnień w ciągu roku. Na co właściwie czekamy? – przekonuje dr Arthur Kellermann, ekspert medycyny ratunkowej z amerykańskiej organizacji RAND.
[srodtytul]Stayin’ alive[/srodtytul]
Tego uczono nas na kursach pierwszej pomocy PCK: w przypadku nagłego zatrzymania krążenia należy silnie uciskać klatkę piersiową i prowadzić sztuczne oddychanie metodą usta-usta. Fachowo nazywa się to resuscytacją krążeniowo-oddechową („reanimacja”, dosł. „ożywianie”, to określenie przestarzałe). Najpierw słyszeliśmy, że trzeba uciskać 15 razy, po czym wykonać dwa oddechy. Potem, w 2005 roku, wytyczne Polskiej Rady Resuscytacji zmieniły się i liczba uciśnięć wzrosła do 30. Dotyczy to dorosłych, u dzieci akcję rozpoczynają dwa wdechy. Niby wszystko proste, ale w sytuacji stresowej niejednokrotnie przerasta to możliwości ratownika amatora obserwowanego przez tłum gapiów.
– Powinniśmy zaproponować ludziom standard optymalny w nauczaniu, a więc najprostszy i najłatwiej przyswajalny – apeluje dr Adam M. Pietrzak, specjalista medycyny ratunkowej.