Pacjentem był 44-letni obecnie Amerykanin mieszkający w Berlinie – Timothy Ray Brown. Cierpiał na białaczkę, a jej leczenie utrudniał fakt zakażenia wirusem HIV. Opiekujący się nim dr Gero Hütter ze szpitala akademickiego Charité – Universitätsmedizin Berlin podjął się ryzykownego zabiegu: przeszczepu szpiku niezbędnego do zwalczenia białaczki.
Wśród 80 potencjalnych dawców udało się znaleźć jednego z mutacją genetyczną dającą odporność na HIV/AIDS. Zmiana polega na zaburzeniu w budowie receptora CCR5 na powierzchni komórek. Bez obecności CCR5 wirus HIV nie może wniknąć do komórki. Najpierw lekarze musieli jednak zniszczyć szpik chorego za pomocą środków farmakologicznych i naświetleń. Później dopiero wszczepiono zdrowe komórki macierzyste krwi z mutacją chroniącą przed AIDS.
[link=http://www.rp.pl/artykul/219061.html" "target=_blank]O sprawie informowała w 2008 roku "Rzeczpospolita"[/link]. Teraz naukowcy potwierdzili na łamach pisma "Blood", iż po upływie trzech lat od zabiegu w organizmie pacjenta nie ma wirusa HIV. Jest zdrowy.
Przełom w walce z HIV/AIDS? Nie bardzo. Naukowcy uprzedzają, że tej metody nie można stosować na większą skalę ze względu na wysokie ryzyko związane z przeszczepem. Śmiertelność w takich przypadkach sięga od 5 do nawet 20 proc.
– To interesująca idea, że w wyjątkowych przypadkach można wyleczyć pacjenta z HIV – mówi dr Michael Saag z University of Alabama. – Nie możemy poddawać takiej terapii ludzi właściwie zdrowych, bo ryzyko jest ogromne. Dr Saag podkreślił też, że procedura jest bardzo droga, a dostępne leki przeciw HIV/AIDS skuteczne.