W minionym stuleciu największy przełom w obyczajach nastąpił 5 lipca 1946 roku, gdy na paryskim basenie striptizerka Micheline Bernardini (żadna przyzwoita modelka nie chciała się tego podjąć) zaprezentowała kostium kąpielowy zaprojektowany przez Louisa Rearda, konstruktora maszyn budowlanych i właściciela sklepu z bielizną. To było bikini. Miało nadruk gazetowy. Striptizerka jeszcze żyje.
Po zakończeniu II wojny świat zaczęła nękać kolejna, tym razem zimna, wojna. Jak się miało okazać, z gorącym – w podwójnym sensie – akcentem. Amerykanie przeprowadzali próby z bombą atomową na atolu Bikini w archipelagu Wysp Marshalla na południowym Pacyfiku. To zainspirowało pacyfistycznie nastawionego francuskiego projektanta, odkrywczy (w pełnym tego słowa znaczeniu) model kostiumu reklamował słowami: „Le bikini, la premiere bombe an-atomique". Trudno zaprzeczyć, że jest to najprawdziwsza bomba anatomiczna, która poraziła miliony. I poraża nadal.
Co prawda historycy odmawiają Reardowi tytułu wynalazcy, przedstawiając dowody w postaci malowideł w Villa Romana del Casale, że już starożytne Rzymianki nosiły dwuczęściowe kostiumy zasłaniające tylko piersi, pośladki i łono, ale kogo to obchodzi?
Bikini najpierw opanowało plaże Europy, oprócz Hiszpanii, gdzie nad przyzwoitością narodu czuwała junta generała Franco.
Jedną z pionierek bikini była Marilyn Monroe, która przed rozpoczęciem kariery aktorskiej zarabiała jako pin-up girl. Dla niej i jej koleżanek po fachu bezpruderyjność bikini była dobrodziejstwem. W zasobach Brooklyn Museum w Nowym Jorku jest zdjęcie „Marilyn na plaży" z 1949 roku. Ale konkwista Stanów Zjednoczonych nastąpiła dopiero po premierze filmu „I Bóg stworzył kobietę" (1957) z Brigitte Bardot w roli głównej. Było na co popatrzeć.