Skutki globalnego ocieplenia najdotkliwiej odczują ubodzy mieszkańcy naszej planety. Ludzkość będzie musiała zadbać nie tylko o ich łagodzenie, ale i przystosowanie się do zmian. Nie obejdzie się przy tym bez międzynarodowej współpracy – to wnioski, jakie płyną z ogłoszonego dzisiaj raportu Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) „Przeciw zmianom klimatycznym: solidarność w podzielonym świecie”.
Jak wynika z tej lektury, kraje bogate powinny obniżyć emisję gazów cieplarnianych do 2050 roku aż o 80 proc. (w porównaniu z poziomem z 1990 roku). Kraje rozwijające się zaś – o 20 proc. W przeciwnym razie temperatura wzrośnie o 4 stopnie Celsjusza, a mieszkańców Ziemi czeka katastrofa. – Zmiana klimatu stanowi zagrożenie dla całej ludzkości – komentuje Kemal Dervis, kierujący UNDP. – Ale to najbiedniejsi, którzy w najmniejszym stopniu są odpowiedzialni za zaciągnięty przez człowieka ekologiczny dług, ucierpią najszybciej i najbardziej.
W wyniku podniesienia się poziomu mórz o jeden metr, miejsce zamieszkania będzie musiało zmienić ok. 332 mln mieszkańców biednych regionów, m.in. Wietnamczyków czy Egipcjan. Tragiczne konsekwencje może przynieść nasilenie się ekstremalnych zjawisk pogodowych, tj. okresów suszy czy tajfunów. Nastąpi spadek produkcji rolnej. Aż o 600 mln zwiększy się liczba ludzi cierpiących głód. Zmiany klimatyczne ograniczą dostęp do wody pitnej, co dotknie blisko2 mld osób. Dodatkowo rozszerzą się granice występowania groźnych chorób, np. malarii, którą zagrożonych będzie 400 mln ludzi więcej niż dotąd.
Zjawiska te będą miały charakter nieodwracalny i globalny. Mimo że – jak podkreślą autorzy raportu – odpowiedzialność krajów bogatych i biednych jest zróżnicowana. Pozostawiają one po sobie inny „ślad ekologiczny”. Co to oznacza? Wielka Brytania emituje więcej dwutlenku węgla niż Egipt, Nigeria, Pakistan i Wietnam razem wzięte. Nie bez winy jest i Polska. Stanowiąc 0,6 proc. populacji globu, emitujemy do atmosfery 1,1 proc. produkcji dwutlenku węgla. Gdyby każdy mieszkaniec krajów rozwijających się pozostawił po sobie taki sam „ślad ekologiczny” jak przeciętny mieszkaniec USA czy Kanady, potrzebowalibyśmy aż dziewięciu planet, by zaabsorbować całą ilość wytworzonego dwutlenku węgla.
– Pracując razem, możemy wygrać bitwę z globalnym ociepleniem – przekonuje Kevin Watkins, główny autor raportu. – Pozbycie się podobnej możliwości oznaczać będzie moralną i polityczną porażkę, bez precedensu w historii ludzkości.