Rozlewisko robi się coraz większe, a mieszkańcy Orłowa zastanawiają się co będzie wiosną, kiedy wody przybędzie. Bobry, najprawdopodobniej dwa, ani myślą o wyprowadzce i za nic mają sobie próby zniechęcenia ich do budowy nowych tam.

Bobry żyją głównie nad brzegami wód porośniętych wierzbami i topolami, ponieważ kora tych drzew jest ich głównym pożywieniem. Ostre zęby rosną im nieustannie, dlatego muszą je regularnie ścierać na drewnie. Podstawowym zajęciem zwierząt jest więc ścinanie konarów.

Tamy, które budują na wodzie, stanowią naturalny system piętrzenia i zatrzymywania rzek. Są one stawiane wówczas, gdy wejście do podwodnego domu bobra (tzw. żeremi) zaczyna wystawać ponad powierzchnię zbiornika.

Sprawa gdyńskich bobrów znana jest od listopada. Już wtedy lokalne media pisały: "W środku milionowej aglomeracji trójmiejskiej, niedaleko granicy Gdyni i Sopotu, pierwszy raz w historii tuż koło osad ludzkich zalęgły się bobry. (...) Wezwani na pomoc strażacy przecierali oczy ze zdumienia. - Poziom wód gruntowych na skutek zatamowania rzeki podniósł się aż o metr - mówił st. kpt. Piotr Socha z gdyńskiej straży pożarnej. - Usunęliśmy drzewa tamujące potok, ale bobrów ruszać przecież nie mogliśmy, bo zwierzęta te są pod ścisłą ochroną - dodawał."

Robert Schultka, leśniczy ds. łowieckich Nadleśnictwa Gdańsk, utrzymywał (cytujemy za gdynia.naszemiasto.pl), że "wystarczy tylko nieco udrożnić ten potok, bo jest on dość stromy, i uciążliwości związane z obecnością bobrów znikną. One zawsze będą podgryzały drzewa i budowały tamy, bo to ich sposób na życie. Nie musi się to jednak wcale wiązać z podtapianiem pobliskich terenów".