[b]Rz: Czy diagnoza wystawiona w raporcie nie jest zbyt pesymistyczna? Jego wyniki brzmią zatrważająco, a przecież końca świata nie widać.[/b]
Ireneusz Chojnacki: Ale gołym okiem widać zmiany, jakie zachodzą na Ziemi. Nie powinno być tak, że w ciągu życia jednego człowieka klimat ulega tak znacznej modyfikacji, że odczuwa on ją na własnej skórze. Podobne tłumaczenie może nie do końca Polaków przekonuje. Są mieszkańcami strefy umiarkowanej, w związku z czym dotkliwe skutki zmian dotrą do nich z opóźnieniem. Ale jeśli klimat nadal będzie się ocieplał, zacznie roztapiać się wieczna zmarzlina, z której uwolni się metan. To przyspieszy ocieplenie, także wód w oceanach. Tempo topnienia lodowców się zwiększy, co z kolei zmniejszy odbijanie ciepła w przestrzeń kosmiczną. Jednym słowem może czekać nas katastrofa. Dojdzie do niej, jeśli będziemy konsumować więcej, niż Ziemia jest w stanie wygenerować.
[b]Co możemy zrobić, by przestać żyć na ekologiczny kredyt?[/b]
Wystarczy zmodyfikować nieco swoje życie, np. wymienić żarówki na energooszczędne czy zrezygnować z kąpieli w wannie na korzyść brania prysznica. Można ograniczyć spożycie mięsa. Jego produkcja jest bardzo kosztowna – do wytworzenia jednego kilograma wołowiny potrzeba nawet 13 tys. litrów wody. Na co dzień warto jak najczęściej korzystać z publicznych środków transportu, a rezygnować z jazdy samochodem. Na wakacyjny wypoczynek lepiej wybrać region położony stosunkowo blisko domu. Daleka podróż jest bardziej dla przyrody kosztowna. Wiąże się z wyborem transportu, często samolotu, który emituje więcej dwutlenku węgla.
[b]Jakie rozwiązania systemowe mogą uratować sytuację? [/b]