Sukces prac nad stworzeniem preparatu zapobiegającego zakażeniu HIV ogłoszono pod koniec września podczas konferencji w Bangkoku. Wczoraj w Paryżu podano do wiadomości pełne dane dotyczące testów. Zostały one także opublikowane w „New England Journal of Medicine”. Tym razem zamiast entuzjazmu rozbrzmiały głosy krytyki. Dotyczą one zarówno skuteczności preparatu, jak i prac nad nim.
Wśród zarzutów wymienia się fakt, że autorzy badań nie są w stanie wykazać, w jaki dokładnie sposób szczepionka działa. Poza tym z czasem jej efekt profilaktyczny słabnie. Jakby tego było mało, może być bardziej skuteczna wśród całej populacji niż u osób z tzw. grup ryzyka, tj. homoseksualistów i narkomanów. Nie mówiąc o tym, że prawdopodobnie jest efektywna tylko w przypadku szczepu wirusa występującego w Tajlandii, gdzie badanie prowadzono.
Co ciekawe, zarzuty te są często formułowane przez osoby anonimowe. Już kilka dni po konferencji w Bangkoku magazyny „Science” i „The Wall Street Journal” cytowały naukowców, którzy podważali wartość badań, ale nie podali nazwisk.
Inaczej niż Gus Cairns z brytyjskiej organizacji NAM, która zajmuje się edukacją dotyczącą HIV/AIDS. – Wynik badań jest istotny statystycznie, ale nic poza tym – powiedział i zasugerował, że być może zdecydował o nim jedynie ślepy traf.
Na niekorzyść szczepionki działa także fakt, że część osób została zakażona mimo zaszczepienia. Mało tego, w ich organizmie ilość wirusa była taka sama jak w organizmach osób, które nie dostały szczepionki. Poza tym, jak informuje BBC, we wstępnych wyliczeniach dotyczących liczby zakażonych znalazły się także osoby, które żyły już z wirusem w momencie rozpoczęcia badań. Gdyby je z nich wykluczyć, dane liczbowe uległyby zmianie, a w rezultacie i efekt ochronny szczepionki.