Sztuczki klimatyczne

W ukradzionych e-mailach nie znajdziemy żadnych sensacyjnych informacji o światowym spisku elit czy o tym, że globalne ocieplenie to kłamstwo służące wykorzystywaniu naiwniaków – twierdzi redaktor „Krytyki Politycznej”

Publikacja: 03.12.2009 00:16

Sztuczki klimatyczne

Foto: Rzeczpospolita

Red

Tekst Tomasza Wróblewskiego „Przeliczanie ludzi na megawaty” pokazuje, jak z nierzadko prawdziwych elementów stworzyć zafałszowany obraz ruchu ekologicznego.

Na przykładzie ataku – całkiem zresztą słusznego – na biopaliwa doskonale widać, na czym polega zastosowana przez publicystę metoda. Pomijając pewne wydarzenia i akcentując inne, z łatwością można zbudować narrację daleką od rzeczywistości.

[srodtytul]Ekolodzy nie siedzą cicho[/srodtytul]

To fakt, że biodiesel dziś jest o wiele większym zagrożeniem dla środowiska niż benzyna. Pewnie dlatego większość krajów zaczyna uważnie przypatrywać się swoim programom promującym źródła energii odnawialnej i wycofywać się rakiem z niefortunnie udzielonego poparcia.

Inaczej dzieje się w Stanach Zjednoczonych, gdzie nowa ustawa klimatyczna – czyli Kerry-Boxer Climate Bill – zakłada, że to właśnie paliwa z soi i kukurydzy pomogą Ameryce ograniczyć emisję gazów cieplarnianych. Powód? Lobbing ze strony przemysłu rolniczego.

Wystarczy uważnie przyjrzeć się działalności organizacji takich jak Renewable Fuels Association, by wiedzieć, że nie mają one nic wspólnego z troską o środowisko. Lobby jest wspierane przez potężnych kongresmenów, w tym wpływowego przewodniczącego House Agriculture Committee Collina Petersona. To dzięki niemu w ustawie klimatycznej znalazły się rozwiązania korzystne dla agrobiznesu.

Większość organizacji ekologicznych – jak na przykład Friends of the Earth – stanowczo się temu sprzeciwiła.

Gdy niszczy się środowisko, nawet w imię jego „ochrony”, ekolodzy nie siedzą cicho. Tymczasem Wróblewski zachowuje się jak ostatni sprawiedliwy demaskujący światowy spisek. Pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy, ale przyszedł na gotowe. Przecież większość problemów, o których pisze z pasją odkrywcy wkraczającego na dziewiczy teren, ruch ekologiczny przepracował już wcześniej. W dodatku o wiele mądrzej.

[srodtytul]Kuriozalne oskarżenia[/srodtytul]

Atak na biopaliwa – i przeprowadzona w podobny sposób krytyka ekologicznego rolnictwa – jest tylko uwerturą do ujawnienia Klimategate. Właściwie cała sprawa zaczęła się już w październiku, kiedy blogosferę obiegły plotki, że „naukowcy z… Hadley Climatic Research [który naprawdę nazywa się Hadley Climatic Research Unit – J.B.] notorycznie fałszują dane klimatyczne”.

Najpewniej chodziło o dwie serie danych wykasowane z bazy. Zrobiono to dlatego, że pomiary były wadliwe, ponieważ aparaturę umieszczono w złych lokacjach. Zresztą naukowcy dysponowali lepszymi danymi z tych samych miejsc. Dodajmy, że pominięte serie można było odzyskać, ponieważ badacze pracowali na zbiorze udostępnionym przez The National Climatic Data Center – czyli największym na świecie repozytorium informacji o klimacie.

Wróblewski wyciąga ekologom kolejne „fałszerstwo”. Ze wspomnianego CRU wykradziono e-maile naukowców, których prace potwierdzają związek działalności człowieka z globalnym ociepleniem. W jednym z nich możemy przeczytać, iż „uczony przyznaje, że wykorzystał sztuczki statystyczne do ukrycia spadku temperatury”. O co chodzi?

W żargonie naukowym „sztuczka” (trick) to sprytny sposób rozwiązania problemu. By oszacować przeszłe temperatury i zawartość dwutlenku węgla, klimatolodzy używają wielu wskaźników. Danych dostarczają osady morskie, rdzenie lodowe, pomiary gęstości słojów w przekroju pnia, odwierty czy korale. Ta „sztuczka” umożliwia naszkicowanie informacji zebranych za pomocą różnych wskaźników na jednym wykresie.

To żaden sekret, a dokładne zastosowanie tej metody jest opisane w artykule „Global-scale temperature patterns and climate forcing over the past six centuries” opublikowanym w „Nature”.

Co ze „spadkiem temperatury”? Prawdopodobnie chodzi o wykorzystaną przez Keitha Briffę bazę danych zawierającą informacje o gęstości słojów drzewnych na Jamale. Fakt, że począwszy od 1960 r., ten wskaźnik temperatury znacząco odbiega od pomiarów wykonywanych innymi metodami, jest powszechnie znany. Sam autor publicznie odradzał korzystanie z wyników z tego okresu, a cały problem był wielokrotnie dyskutowany na łamach naukowych czasopism. Trudno tu mówić o jakichś wielkich odkryciach.

Ostatni zarzut jest czysto kuriozalny. „W jednym z e-maili brytyjski profesor narzeka, że edytor prestiżowego czasopisma »Climate Research Unit« (CRU) dopuszcza niewygodnych recenzentów”. Problem w tym, że nie ma takiego czasopisma na tzw. liście filadelfijskiej, informacji o nim nie znajdziemy też w Internecie. Czyżby magazyn był tak prestiżowy, że nikt o nim nie wie?

[srodtytul]Na rzecz wielkiego biznesu[/srodtytul]

Nie da się ukryć, że ukradzione e-maile wyrządziły dużą szkodę nauce o klimacie i ekologii. Pokazały też słabe strony naukowców: elitaryzm i plemienność, złośliwości kierowane w stronę sceptyków czy utrudnianie im dostępu do danych. Wszystko to słusznie wzbudza publiczne oburzenie. Ci klimatolodzy naprawdę myśleli o sobie jak o strażnikach tajemnej wiedzy, której trzeba bronić przed heretykami.

Ale w tej korespondencji nie znajdziemy żadnych sensacyjnych informacji o światowym spisku elit czy o tym, że globalne ocieplenie to kłamstwo służące wykorzystywaniu grupki naiwniaków.

Tomasz Wróblewski chyba dał się oszukać. Nic dziwnego, sprzecznych informacji jest tak wiele, że nietrudno paść ofiarą piewców teorii spiskowych. Ich teorie są lotne, a pióra ostre. Jednak łatwo ich rozpoznać. Najpierw użalają się nad naszym losem – straszą ekologami, którzy próbują nam wyciągnąć pieniądze z kieszeni... Dyskredytują naukę i nierzadko zakładają fundacje albo instytuty badawcze (takie jak The George C. Marshall Foundation, Competitive Enterprise Institute, Heartland Institute czy Dr. Fred Singer’s Science and Environmental Policy Project). Optują za interesami wielkiego biznesu, który dla niepoznaki nazywają wolnym rynkiem. Warto się zastanowić, czy chcemy powierzyć im nasz los.

[i]Autor jest absolwentem Centrum Kształcenia Międzynarodowego Politechniki Łódzkiej, studiuje socjologię na Uniwersytecie Łódzkim. Członek zespołu „Krytyki Politycznej”, redaktor serwisu klimatycznego „KP”[/i]

Tekst Tomasza Wróblewskiego „Przeliczanie ludzi na megawaty” pokazuje, jak z nierzadko prawdziwych elementów stworzyć zafałszowany obraz ruchu ekologicznego.

Na przykładzie ataku – całkiem zresztą słusznego – na biopaliwa doskonale widać, na czym polega zastosowana przez publicystę metoda. Pomijając pewne wydarzenia i akcentując inne, z łatwością można zbudować narrację daleką od rzeczywistości.

Pozostało 94% artykułu
Nauka
Orki kontra „największa ryba świata”. Naukowcy ujawniają zabójczą taktykę polowania
Nauka
Radar NASA wychwycił „opuszczone miasto” na Grenlandii. Jego istnienie zagraża środowisku
Nauka
Jak picie kawy wpływa na jelita? Nowe wyniki badań
Nauka
Północny biegun magnetyczny zmierza w kierunku Rosji. Wpływa na nawigację
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Nauka
Przełomowe ustalenia badaczy. Odkryto życie w najbardziej „niegościnnym” miejscu na Ziemi
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska