Blisko 155 tys. nowych przypadków i 93 tys. zgonów – tak wygląda czarna statystyka ofiar raka w Polsce. – U mężczyzn dominują nowotwory płuca, a u kobiet – piersi. To jedna piąta wszystkich zachorowań – mówiła dr Joanna Didkowska z Zakładu Epidemiologii i Prewencji Nowotworów Centrum Onkologii w Warszawie.
– Zawsze podkreślaliśmy, że czynnikiem numer jeden, jeśli chodzi o zgony mieszkańców Europy, są choroby układu krążenia. Teraz, od początku drugiej dekady XXI wieku, zabójcą numer jeden jest rak – komentował prof. Witold Zatoński. – W Polsce jeszcze tak nie jest, ten trend dopiero do nas dociera. To potrwa jakieś dziesięć lat, ale nowotwory złośliwe około 2020 roku staną się u mężczyzn zabójcą numer jeden.
Przedstawione wczoraj dane Krajowego Rejestru Nowotworów obejmują 2008 rok. Dlaczego dopiero teraz? – Publikujemy te informacje z pewnym opóźnieniem, co wynika z konieczności ich obróbki. Żaden rejestr na świecie nie publikuje danych od razu następnego dnia – tłumaczyła dr Didkowska.
Eksperci przekonywali, że nasze wyniki leczenia generalnie nie odbiegają od wyników uzyskiwanych w krajach europejskich. Na przepaść w efektach leczenia raka między Polską a krajami UE wskazują międzynarodowe porównania. Polska wlecze się w europejskim ogonie pod względem tzw. pięcioletniego przeżycia. Daleko nam do USA, gdzie w ciągu 15 lat udało się ograniczyć liczbę zgonów z powodu raka piersi o 30 proc. Średnio w Polsce udaje się wyleczyć 42 proc. chorych na raka.
– Rzeczywiście w badaniach EUROCARE 4 wskaźniki przeżycia mężczyzn w Szwecji, Finlandii, Norwegii, Austrii czy Belgii są 50-, 60-procentowe. W tych badaniach Polska wypada słabo. Jednak efekty leczenia niektórych nowotworów w Polsce są absolutnie porównywalne z dużymi krajami europejskimi – przekonywała dr Urszula Wojciechowska z warszawskiego Centrum Onkologii.