Z powierzchni Ziemi zniknęła wówczas niemal połowa gatunków (40 mln lat wcześniej wymarło 90 proc. gatunków morskich i 70 proc. kręgowców na lądzie). Naukowcy długo żywili przekonanie, że powodem wymierania w triasie był wzrost aktywności wulkanicznej; nastąpiło to w momencie, gdy zaczęła się przemieszczać Pangea, prakontynent, który później podzielił się na kontynenty istniejące obecnie.
Z tą hipotezą polemizują badacze holenderscy z Uniwersytetu w Utrechcie. Artykuł o tym zamieszcza prestiżowe czasopismo naukowe „Science". Ich zdaniem przyczyną była gigantyczna emisja węgla do atmosfery, w rezultacie nastąpiły gwałtowne zmiany klimatyczne, zabójcze dla bardzo wielu gatunków. Swoje twierdzenie opierają na analizie próbek izotopów węgla. Izotopy zachowały się w warstewkach ochronnego wosku na liściach roślin, jakie przetrwały w osadach dennych Tetydy, wielkiej praoceanicznej zatoki na wschodzie Pangei, w rejonie, gdzie obecnie rozciągają się Alpy austriackie.
Z badań holenderskich naukowców wynika, że co najmniej 12 tys. gigaton (gigatona = miliard ton) węgla (zawartego w metanie) dostało się do atmosfery w okresie od 20 do 40 tys. lat. W skali geologicznej był to proces zachodzący błyskawicznie. Tymczasem aktywność wulkaniczna, której przypisuje się wymieranie w triasie, trwała co najmniej 600 tys. lat. Stąd wniosek, że to błyskawiczne zjawisko wywarło decydujący wpływ na życie gatunków, o wiele większy niż erupcje wulkanów. Dlaczego metan, a z nim węgiel, przedostawał się tak gwałtownie do atmosfery? Według Holendrów pochodził z płyt oceanicznych, z dna, gdzie wytwarzały go bakterie rozwijające się żywiołowo, tym szybciej, im szybciej następowało ocieplenie klimatu, przyczyniając się tym samym w ogromnym stopniu do tego ocieplenia.