U pijących mężczyzn, którzy przeżyli pierwszy zawał, niewielka dawka alkoholu działa dobroczynnie — podkreślają naukowcy z Brigham and Women's Hospital oraz Harvard Medical School. Ryzyko śmierci z powodu chorób układu krążenia spadało u nich o 42 proc. w porównaniu do abstynentów. Ryzyko śmierci z innych przyczyn było niższe o 14 proc.

- Te badania jasno dowodzą, że wieloletnia umiarkowana konsumpcja alkoholu u pacjentów po zawale zmniejsza ryzyko zgonu. Wykryliśmy również, że panowie, którzy pili niewielkie porcje przed i po zawale mają generalnie lepsze rokowania — mówi dr Jennifer Pai, która prowadziła analizy. Ich wyniki publikuje najnowszy „European Heart Journal".

Danych dostarczyły wieloletnie badania US Health Professionals Follow-up Study (obejmujące prawie 52 tys. osób). Naukowcy wykorzystali dane ok. 2 tys. mężczyzn, u których wykryto pierwszy zawał w latach 1986 — 2006. Takich pacjentów obserwowano przez wiele lat. Niektórych przez prawie 20. Naukowcy pytali pacjentów m.in. o picie alkoholu. Dla ułatwienia przyjęto, że jedna porcja to jeden kieliszek wina, puszka albo butelka piwa lub kieliszek wódki. Założono, że osoby przyznające się do dwóch porcji dziennie (10 — 30 g alkoholu) to tzw. „umiarkowani".

Co zaskakujące wykres śmiertelności miał kształt litery „U". To oznacza, jak tłumaczą naukowcy, że ryzyko zgonu z powodu chorób układu krążenia u abstynentów, jak i u intensywnie pijących, było zbliżone.

Dr Jennifer Pai podkreśla, że te wnioski dotyczą wyłącznie mężczyzn. — Jednak we wszystkich innych przypadkach chorób i działania alkoholu wnioski są podobne, tyle że kobiety po prostu piją mniej — mówi dr Pai. — Oznacza to, że powinny pić 5 — 15 gramów alkoholu, czyli jednego drinka dziennie.