Susze, gwałtowne opady, huragany i trąby powietrzne, powodzie, które coraz częściej nawiedzają „bezpieczne" dotąd rejony świata to „globalne ocieplenie, które dzieje się przed naszym nosem" — uważa Hansen. Naukowiec pracujący w należącym do NASA Goddard Institute for Space Studies i wykładowca Columbia University nazywany jest „ojcem globalnego ocieplenia". Jeszcze w 1988 roku przewidział, że wzrost emisji gazów cieplarnianych do atmosfery wywoła wzrost temperatury w największych miastach USA.
Teraz James Hansen idzie o krok dalej: na podstawie analizy statystycznej wykazał w najnowszym magazynie „PNAS", że niepokojące zjawiska pogodowe są powiązane z globalnym ociepleniem. Dotąd naukowcy powstrzymywali się od takich wniosków. Najczęstszym argumentem był ten: „nie możemy powiedzieć, że to skutki globalnego ocieplenia, bo pojedyncze zjawiska są efektem naturalnej zmienności pogody".
„Statystycznie nie można powiedzieć, że to co się dzieje jest przypadkowe albo normalne. To po prostu zmiana klimatu" — odpowiada im Hansen. Naukowiec twierdzi, że w latach 1950 — 1980 prawdopodobieństwo wystąpienia ekstremalnie wysokiej temperatury to 1 do 300. Teraz — 1 do 10.
Jak podkreśla badacz w rozmowie z agencją AP tym razem nie posługiwał się modelem klimatu, lecz danymi statystycznymi obejmującymi m.in. ubiegłoroczną suszę w Teksasie, suszę w 2010 roku w Rosji, która doprowadziła do fali pożarów i upały w Europie w 2003 roku (przypisuje się im wywołanie tysięcy zgonów, głównie wśród starszych osób).
- Ta praca, z której wynika, że ekstremalnie gorące lata są kilkanaście razy częstsze niż kiedyś umacnia nasze przekonanie, że globalne ocieplenie jest rzeczywiste i dzieje się na naszych oczach — skomentował to John Holdren, doradca Białego Domu ds. naukowych.