Historia kalendarza

W pewnych środowiskach powiada się, że każdy kiedyś "kopnie w kalendarz"; Piotr Szczepanik śpiewał o "żółtych kalendarzach", kobietom, niezależnie od wieku, nie należy "zaglądać w kalendarz". Ale tak w ogóle, do kalendarza zaglądamy często i chętnie, sprawdzamy, kiedy wypadają imieniny i urodziny, początek wakacji, koniec kary w zawieszeniu itp. Nie sposób wyobrazić sobie życia bez kalendarza.

Publikacja: 05.10.2012 01:01

Historia kalendarza

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

430 lat temu, w 1582 roku, 5 października w ogóle nie było w kalendarzu w kilku krajach, w tym w Polsce. Powód - reforma kalendarza. W związku z przejściem na gregoriański, ominięto 10 dat dziennych, od 5 do 14 października. Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Podstawy kalendarza wydają się oczywiste: dzień i noc jako wynik obrotu planety wokół własnej osi; pory roku jako rezultat obiegu planety wokół Słońca; fazy Księżyca wynikające z przechodzenia naszego satelity między Ziemią a gwiazdą. Jednak jest to oczywiste dziś, dawniej nie było, nie od razu.

Najstarsze próby konstruowania kalendarza sięgają epoki lodowcowej, ludzie sprzed 20, a nawet 30 tysięcy lat z terenów Syberii - o czym świadczą niedwuznacznie dowody archeologiczne - orientowali się już, ile dni liczy rok. Jednak nasza wiedza na temat ich wiedzy o podziale czasu jest niewielka i niedokładna, dowiedzenie się tego stanowić będzie jedno z przyszłych wielkich zadań prehistorii.

Czas posiekany

Pierwsze, najstarsze kalendarze stanowiły próbę pogodzenia pór roku z fazami Księżyca. A ponieważ było to trudne, i prawdę mówiąc nie w pełni udawało się, radzono sobie dodając dodatkowy miesiąc tam, gdzie występowało przesunięcie, niezgodność rachuby sezonowej i księżycowej, czyli miesięcznej. Praktycznie każde greckie miasto-państwo posługiwało się własnym kalendarzem, w którym ów dodatkowy miesiąc korespondował z jakimś wyjątkowym wydarzeniem politycznym bądź religijnym, społecznym. Takie rozdrobnienie, partykularyzm kalendarzowy był na co dzień równie niewygodny jak partykularyzm monetarny w średniowieczu, gdy każdy król, książę, książątko, ba! wręcz każdy władyka bił własną monetę o różnej wartości. Rzezimieszki traciły głowę.

W roku 432 p. n. e. Babilończycy spróbowali zrobić z tym porządek, wystąpili z inicjatywą unifikacyjną. Mianowicie, zaproponowali cykl dziewiętnastoletni; siedem spośród lat cyklu liczyło po trzynaście miesięcy, pozostałych dwanaście lat - po dwanaście miesięcy.

Żydzi (patrz: Biblia) przejęli ten system, rok liczył w nim dwanaście miesięcy po 29 lub 30 dni; jeden miesiąc dodatkowy dorzucano po trzecim, szóstym, ósmym, jedenastym, czternastym, siedemnastym i dziewiętnastym roku cyklu. A wszystko po to, aby skorelować rok słoneczny z rokiem księżycowym.

Egipcjanie mieli pod tym względem ułatwione zadanie, pomagał im regularnie wylewający Nil, dzieląc rok na trzy pory następujące po sobie jak w zegarku: pora użyźniającego wylewu, pora uprawy i pora zbiorów. Egipcjanom pomagał także Syriusz, wspaniale jaśniejąca gwiazda raz do roku wschodząca w tym samym kierunku co Słońce. Wydarzenie to, w połowie sezonu wylewu, wyznaczało początek roku. Oczywiście, Egipcjanie nie rezygnowali z opanowania liczenia faz Księżyca, i w związku z tym borykali się z kalendarzowym mankiem lub superatą, w zależności od tego, jak na to patrzeć. Ich rok składał się z dwunastu 30-dniowych miesięcy. Przez trzy lata dodawano pięć dni, aby zrównać rok księżycowy ze słonecznym, czwartego roku zaś dodawano szósty dzień; i tak w kółko w cyklu czteroletnim.

Egipska metoda spodobała się Rzymianom, Juliusz Cezar nakazał jej stosowanie na obszarze całego imperium, z małymi poprawkami, konkretnie wprowadził rok przestępny. Na cześć władcy nazwano miesiąc lipiec, od jego imienia wziął nazwę cały system: "kalendarz juliański".

Cesarz August nie chciał być gorszy, z kolei od jego imienia wziął nazwę sierpień; cesarz August postanowił, że jego sierpień nie będzie krótszy od lipca cesarza Juliusza. Ta forma kalendarza przetrwała do renesansu, posługiwał się nim jeszcze Mikołaj Kopernik.

Czas scalony

Ale tak dłużej być nie mogło, brak precyzji stawał się rażący, fundamentalne daty ulegały przesunięciom trudnym do zaakceptowania zarówno przez pomazańców bożych, jak i przez przaśny lud. Na przykład, w 1582 roku święto Wielkiej Nocy wypadającej, jak wiadomo, w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca, zamiast 21 marca - jak zadecydował sobór w Nicei, wypadło 11 marca. Skandal astronomiczny, co więcej - liturgiczny.

Wprawdzie nie posługiwano się wówczas jeszcze taką terminologią jak dziś, ale de facto obliczono, że całkowity obieg Ziemi wokół Słońca trwa 365 dni, 5 godzin, 48 minut i 46 sekund, a więc o 11 minut i 14 sekund krócej niż wynikało z obliczeń Egipcjan. Cóż było robić - jeśli nie reformę kalendarza? I ewentualnie kto tę reformę miał przeprowadzić, jeśli nie sam papież? I w jaki sposób? Bardzo prosty: jego świątobliwość Grzegorz XIII zadekretował (takiej terminologii też wówczas nie używano), że po 4 października nastąpi od razu 15 października. W ten sposób narodził się kalendarz gregoriański, którym, w zasadzie, posługujemy się do dziś. Zniósł on dodatkowy dzień w latach podzielnych przez sto z wyjątkiem lat dzielących się przez czterysta. Nieco to skomplikowane, ale taka jest historia, skomplikowana w każdym wymiarze, także kalendarzowym.

Siedmiodniowa enigma

Bogiem a prawdą (bogiem był swego czasu i Księżyc, a konkretnie boginią, i Słońce) nie jest jasne, z jakich powodów ustaliła się miara czasu w postaci tygodnia. Czy zadecydowały względy teologiczne czy raczej fizjologiczne? A może psychologiczne? Oczywiście, 7 dni to połowa 14, a to z kolei połowa 28, czyli święta liczba, ale chyba nie sakralna numerologia zadecydowała. Rzecz w tym, że miesiąc wydaje się okresem zbyt długim, żeby rytualizować zajęcia człowieka. Pomysł wprowadzenia siódmego dnia poświęconego aktywności religijnej, ewentualnie wypoczynkowi po sześciu dniach harówki powstał jeszcze w starożytnym Babilonie. Okazał się na tyle atrakcyjny i wygodny, że podchwycili go Hebrajczycy, a po nich Rzymianie; my zaś do dziś jesteśmy spadkobiercami Rzymian w tylu dziedzinach, że to aż niewiarygodne. Idea weekendu nie jest pomysłem Anglosasów, lecz sięga głębokiej starożytności.

Ale starożytni Grecy woleli tydzień ośmiodniowy, ich niezależnym i twórczym umysłom liczba siedem nie narzucała się w tym przypadku jako oczywista.

Były także inne próby innego rozwiązania niż siedmiodniowy tydzień. Po rewolucji francuskiej świat miał być uszczęśliwiony dekadą, czyli tygodniem złożonym z dziesięciu dni. Z kolei po rewolucji październikowej światu groził stachanowski, najszybszy tydzień wszech czasów, bo zaledwie pięciodniowy. Na szczęście (chociaż właściwie dlaczego na szczęście? ) pomysły te nie przyjęły się.

Wrzesień 1996

430 lat temu, w 1582 roku, 5 października w ogóle nie było w kalendarzu w kilku krajach, w tym w Polsce. Powód - reforma kalendarza. W związku z przejściem na gregoriański, ominięto 10 dat dziennych, od 5 do 14 października. Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Podstawy kalendarza wydają się oczywiste: dzień i noc jako wynik obrotu planety wokół własnej osi; pory roku jako rezultat obiegu planety wokół Słońca; fazy Księżyca wynikające z przechodzenia naszego satelity między Ziemią a gwiazdą. Jednak jest to oczywiste dziś, dawniej nie było, nie od razu.

Pozostało 91% artykułu
Nauka
Orki kontra „największa ryba świata”. Naukowcy ujawniają zabójczą taktykę polowania
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nauka
Radar NASA wychwycił „opuszczone miasto” na Grenlandii. Jego istnienie zagraża środowisku
Nauka
Jak picie kawy wpływa na jelita? Nowe wyniki badań
Nauka
Północny biegun magnetyczny zmierza w kierunku Rosji. Wpływa na nawigację
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Nauka
Przełomowe ustalenia badaczy. Odkryto życie w najbardziej „niegościnnym” miejscu na Ziemi