430 lat temu, w 1582 roku, 5 października w ogóle nie było w kalendarzu w kilku krajach, w tym w Polsce. Powód - reforma kalendarza. W związku z przejściem na gregoriański, ominięto 10 dat dziennych, od 5 do 14 października. Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"
Podstawy kalendarza wydają się oczywiste: dzień i noc jako wynik obrotu planety wokół własnej osi; pory roku jako rezultat obiegu planety wokół Słońca; fazy Księżyca wynikające z przechodzenia naszego satelity między Ziemią a gwiazdą. Jednak jest to oczywiste dziś, dawniej nie było, nie od razu.
Najstarsze próby konstruowania kalendarza sięgają epoki lodowcowej, ludzie sprzed 20, a nawet 30 tysięcy lat z terenów Syberii - o czym świadczą niedwuznacznie dowody archeologiczne - orientowali się już, ile dni liczy rok. Jednak nasza wiedza na temat ich wiedzy o podziale czasu jest niewielka i niedokładna, dowiedzenie się tego stanowić będzie jedno z przyszłych wielkich zadań prehistorii.
Czas posiekany
Pierwsze, najstarsze kalendarze stanowiły próbę pogodzenia pór roku z fazami Księżyca. A ponieważ było to trudne, i prawdę mówiąc nie w pełni udawało się, radzono sobie dodając dodatkowy miesiąc tam, gdzie występowało przesunięcie, niezgodność rachuby sezonowej i księżycowej, czyli miesięcznej. Praktycznie każde greckie miasto-państwo posługiwało się własnym kalendarzem, w którym ów dodatkowy miesiąc korespondował z jakimś wyjątkowym wydarzeniem politycznym bądź religijnym, społecznym. Takie rozdrobnienie, partykularyzm kalendarzowy był na co dzień równie niewygodny jak partykularyzm monetarny w średniowieczu, gdy każdy król, książę, książątko, ba! wręcz każdy władyka bił własną monetę o różnej wartości. Rzezimieszki traciły głowę.