Restauracje zachęcają „daniami kuchni staropolskiej", ponieważ w powszechnym odczuciu to ideał, do którego daleko współczesnej gastronomii. Gdyby jednak machiną czasu przenieść się w dawne wieki, podróżnych czekałoby rozczarowanie, tym większe, im dalej w głąb dziejów.
„Odkrycie nowego dania większym jest szczęściem dla ludzkości niż odkrycie nowej gwiazdy" – twierdził pod koniec XVIII wieku słynny gastronom Anthelme Brillat-Savarin. Dotychczasowe dzieje nie podważyły tej tezy. Ale przez pierwsze tysiąclecia swego istnienia ludzkość musiała się zadowalać raczej wynajdowaniem nowych korzonków, jadalnych grzybów i lekkostrawnych zwierząt futerkowych, dania w dzisiejszym rozumieniu to była pieśń dalekiej przyszłości.
Odkrycie nowego dania większym jest szczęściem dla ludzkości niż odkrycie nowej gwiazdy
Prawda o początkach
Jeszcze pół miliona lat temu hominidzi byli wszystkożernymi padlinożercami, nie oni polowali, ale drapieżniki polowały na nich.
Dopiero umiejętności neandertalczyków (nazwa gatunkowa: Homo sapiens neanderthalensis) pozwalają się domyślać, że stać ich było na tworzenie dań. Ci rodowici Europejczycy byli znakomitymi myśliwymi już 250 tys. lat temu. We francuskiej jaskini Payre archeolodzy odkopali kości zjadanych zwierząt: żubrów, turów, koni, jeleni. Na znalezionych w jaskini narzędziach krzemiennych zachowały się ślady po zdejmowaniu skóry i ćwiartowaniu tusz, a także ślady piór, ości i skrobi, co dowodzi spożywania ptaków, ryb i kłączy. Ogień płonął już wówczas w każdej jaskini, coś można było na nim upichcić. Co? – tego archeolodzy nie wiedzą. Natomiast wiedzą, że mięso żubra, jelenia czy łosia zawiera 2 proc. tłuszczów, a mięso bydła żywionego paszami zbożowymi 5–7 proc. (badania Colorado State University).