Zostawmy jednak w spokoju pełne smutku, nieszczęśliwe pieśni, nie zajmujmy się szpanerskim piłkarzem, którego muzeum otworzono na jego rodzinnej Maderze, nie pochylajmy się nad fenomenem objawień Matki Bożej trójce dzieci pasących owce. Zatrzymajmy się na chwilę przy porto.
To wzmocnione wino o charakterystycznym waniliowo-korzennym aromacie wytwarzane jest w regionie Douro. Większość przyzwoitego porto jest czerwona, a główny podział wyróżnia porto ruby (starzone w butelkach) i tawny (w beczkach). Ale więcej o porto przy innej okazji. W Douro, które zresztą jest prawdopodobnie najstarszym na świecie wyodrębnionym regionem winnym (a stało się to w 1755 roku), produkuje się równie dużo win niewzmocnionych.
Region dzieli się na trzy części – Douro Superior (najbliżej hiszpańskiej granicy), Cima Corgo i Baixo Corgo. Gleby są tu generalnie marne, a klimat suchy. Krzaki winogron muszą sięgać korzeniami bardzo głęboko w poszukiwaniu wody, a to paradoksalnie stwarza warunki do rodzenia owoców wysokiej jakości i produkcji świetnych win.
Jeśli chodzi o odmiany, jakie się uprawia w Douro, to mimo rosnącej popularności międzynarodowych, takich jak chardonnay czy cabernet sauvignon, siłą Portugalii są jej autochtoniczne szczepy. Popularność portugalskich trunków przez lata była jak sinusoida – przeplatała się z zapotrzebowaniem na korek (portugalski dąb korkowy zaspokajał połowę popytu). Obecnie górują wina.
Na dzisiejszą degustację wybrałem białe wino z winnicy Quinta do Cume z Provesende. Warto tu przyjechać, nawet jeśli nie interesujecie się winem, bo to malownicza, choć trochę zapuszczona, miejscowość z barokowym kościółkiem z początku XVIII wieku. Oprócz tego jest stąd tylko kwadrans do Sabrosy, miejsca, gdzie urodził się Ferdynand Magellan.