- Widziałam informacje o 20 proc. (tlenu produkowanego przez dżunglę amazońską - red.) w różnych miejscach w mediach społecznościowych, ale to nie ma sensu - mówi Mills w rozmowie z "Newsweekiem". - Jest wiele powodów do niepokoju - nawet przerażenia - z powodu karczowania i wypalania dżungli amazońskiej, ale obawa o zasoby tlenu na Ziemi do nich nie należy - twierdzi.
Z kolei Philip Fearnside, profesor z Narodowego Instytutu Badań nad Amazonią z Brazylii podkreśla, że zasoby tlenu na Ziemi są stabilne i niezależne od lasów deszczowych, które zużywają większość tlenu wytwarzanego przez siebie w dłuższej perspektywie czasowej.
- Było dla mnie zaskoczeniem widzieć twierdzenia, że 20 proc. światowego tlenu pochodzi z Amazonii - mówi prof. Fearnside. - Amazonia nie jest ważnym źródłem tlenu, ponieważ drzewa oddychają, podobnie jak zwierzęta. Drzewa zużywają większość tlenu, który produkują w czasie fotosyntezy - mówi. Jak tłumaczy nie dzieje się tak tylko wtedy, gdy węgiel pozyskany przez roślinę z fotosyntezy znajdzie się w miejscu, gdzie nie ma dostępu do tlenu. - W skali globalnej dotyczy to głębin oceanów - mówi.
W efekcie jeśli chodzi o bilans tlenu w atmosferze rola dżungli amazońskiej jest praktycznie zerowa - podkreśla Mills. Jak dodaje zawartość tlenu w powietrzu wynosi ok. 20,95 proc. i znacząco się nie zmienia. Nawet gdyby cała dżungla amazońska się spaliła ilość tlenu w atmosferze by się nie zmieniła - podkreśla Mills.
Badaczka podkreśla, że od 1990 roku ilość tlenu w atmosferze zmniejszyła się zaledwie o 0,005 proc. W przypadku spalenia całej dżungli amazońskiej zawartość tlenu w atmosferze zmniejszyłaby się o mniej niż 1 procent - dodaje.