Chociaż na razie nie wiemy, jakie będą długotrwałe skutki pandemii, to coraz częściej słyszymy, że wprowadzi ona już na stałe duże zmiany w funkcjonowaniu całych branż i firm. Jak to może wyglądać w Polsce?
Prof. Witold Orłowski: Wcale jeszcze nie wiadomo, czy pandemia rzeczywiście się kończy, czy też będziemy mieli kolejne mutacje wirusa i nowe fale zachorowań. Zakładając jednak optymistycznie, że pandemia zostanie opanowana i nie będzie kolejnych lockdownów, można powiedzieć, że pewne zmiany już się dokonały. Jedną z nich jest gwałtowne wymuszenie na firmach procesów digitalizacji. Co prawda większość firm w Polsce już wcześniej deklarowała, że przeprowadza cyfryzację, albo planuje ją w ciągu kilku lat, ale po wybuchu pandemii trzeba było to zrobić w ciągu kilku miesięcy. Pandemia wymusiła zmiany, które poprzednio były dość daleko na liście priorytetów. Był to jednak często jedynie alfabet digitalizacji, obejmujący najprostsze funkcje niezbędne do zdalnego funkcjonowania, jak uruchomienie internetowych kanałów sprzedaży. Głęboka cyfryzacja, która jest elementem czwartej rewolucji przemysłowej, oznacza znacznie bardziej intensywne wykorzystanie dostępnych technologii, np. zmianę sposobu pozyskania informacji rynkowych i wykorzystanie analizy big data – i to wciąż jest przed nami. O ile globalne firmy już dawno uznały wykorzystanie technologii za jedno ze swoich głównych zadań, o tyle w Polsce wiele przedsiębiorstw sądziło, że mają jeszcze na to czas. Mam nadzieję, że wstrząs pandemii zmieni to nastawienie.
Są chyba jednak firmy, które dostrzegły globalne trendy i są już na tyle zaawansowane w digitalizacji, ze mogą się stać nowymi czempionami naszej gospodarki? O ile wiem, jesteśmy w czołówce, np. w bankowości online?
Widzieliśmy w czasie pandemii, że firmy, które już wcześniej poważnie podchodziły do digitalizacji, dużo lepiej sobie radziły niż ich konkurenci. Powtarzam często, ze digitalizacja tkwi raczej w mózgach ludzi, a nie w maszynach. Zdigitalizowana firma to ta, która myśli innymi kategoriami w każdym aspekcie swojego działania, także tym ludzkim. Towarzysząca rozwojowi cyfryzacji przyspieszona robotyzacja i automatyzacja gwałtownie zwiększa zapotrzebowanie na najwyżej wykwalifikowanych specjalistów, nie tylko informatyków, ale i tych, którzy potrafią myśleć kategoriami cyfrowej gospodarki. Popyt na takich pracowników będzie szybko wzrastał i to w skali globalnej. W rezultacie polskie firmy, chcąc przyciągnąć i utrzymać tych ludzi, będą musiały włączyć się w globalną walkę o talenty. Do niedawna wydawało się, że mamy ogromną przewagę konkurencyjną dzięki niższym kosztom pracy. Teraz ta przewaga szybko może stopnieć, kiedy się okaże, że masowo powstają fabryki obsługiwane przez roboty i centra usług obsługiwane przez sztuczną inteligencję. W takiej sytuacji fakt, że polski pracownik jest tańszy niż niemiecki, straci na znaczeniu.
To może być cios dla polskiego przemysłu. Które branże są najbardziej zagrożone?