Nowy album Dawida Podsiadły. Blanty, diabeł i tęsknota

Dawid Podsiadło najnowszym albumem "Lata dwudzieste" żegna się z młodością w tanecznym stylu, opisując muzyczną podróż z parkietu do tego, co poniżej, czyli piekła samotności. Powstał concept album o tęsknocie za miłością w polskich dekoracjach.

Publikacja: 21.10.2022 09:13

Nowy album Dawida Podsiadły. Blanty, diabeł i tęsknota

Foto: materiały prasowe

Wokalista w tym roku zgromadził na stadionach w Gdańsku i Wrocławiu 90 tysięcy fanów, a potem pobił kolejny rekord dodając do statystyk 60 tys. w Chorzowie. Nic dziwnego, że wydana cztery lata temu płyta „Małomiasteczkowy” zyskała w 2021 r. status podwójnie Diamentowej (dwie poprzednie były Diamentowe), a przecież sprzedaż przekroczyła, uwzględniając to ekwiwalent streamingu, nagrodzone 300 tysięcy egzemplarzy.

Jeśli Dawid niczym nas nie zaskoczy, „Lata dwudzieste” to ostatnia płyta artysty, urodzonego w 1993 r., przed trzydziestymi urodzinami. Najbardziej taneczna w dorobku artysty, który grał kiedyś w gitarowym Curly Heads. Nagrana już bez Bartosza Dziedzica, tylko z Jakubem Galińskim, muzykiem z zespołu, wcześniej współpracującym z Sanah. Tak: zanim będzie odliczał czas do „Czterdzieści lat minęło” Dawid postanowił się odmłodzić i wyszaleć w stylu nawiązującym do electropopu lat 80-tych, który w polskim wydaniu Papa Dance musiało opatrywać autoironicznymi tytułami „Poniżej krytyki”, lecz dla dzisiejszych muzyków ma posmak vintage. Początkowy „Wirus” z zachętą „świruj ze mną, wiruj ze mną”, skandowanym modnie „WRS” i falsetowymi partiami nawiązuje do „Everybody” Backstreet Boys. Podsiadło świetnie wywija pomiędzy syntezatorowymi akordami i klawiszowymi zagrywkami, a przywołując w melancholijnych „Tazosach” dziecięce gadżety wzdycha „za czasami, gdy było prościej” niż w przypadku bolesnych wspomnień o ukochanej, gdy sam zaczyna iść internetowym tropem faceta, który kiedyś wydawał mu się podejrzany w sieci.



Zaczynają się wspomnienia („Pamiętam, gdy pisałem całą noc, gdy ze śmiechu rwałem bok”, „Halo”), bo teraz „Całe rzędy sztucznych prawd, nikt się już nie umie śmiać” („Nie lubię cię”), a ratunkiem bywają święta, bo dają pretekst do smsowej zaczepki dawnej dziewczyny. Znakomity „POST” to współczesna kontynuacja „W dobrą stronę”. Wtedy Podsiadło portretował Polskę narastających radykalizmów, teraz mamy kameralny kadr hipokryty.  Przeszkadzają mu „Pottery i tęczowe rowery”, nie pozwoli by Niemiec pluł nam w twarz. Sam rzekomo stoi na straży wartości, więc pości z piątkowym pstrągiem, ale naprawdę interesuje go, co inni mają na talerzu: „Czy ona z nim spała, czy było barabara?”. I może podpisać się pod słowami: „Rzucę kamieniem prosto w twoją twarz/Nic o mnie nie wiesz/A ja ciebie znam”.


Ale Podsiadło śpiewa też o manowcach dzisiejszych hedonistów, pokusach życiu na odlocie, w transie („Blant” i „Diable”), bo przedawkowana zabawa wpędza w depresję, samotność i tęsknota rośnie („Zrobiłbym wszystko, by odbić cię w oczach”). Robi się poważnie, a nawet dramatycznie („Mori”).


Samobójczy nastrój przełamuje „Awejniak”, duet z aniołem stróżem, czyli Katarzyną Nosowską, gitarą i smyczkami, śpiewany unisono, z finałową wokalizą. To miłosna fantazja o spacerach niewydeptanymi ścieżkami i tonięciu we włosach ukochanej. Coś takiego mogłaby kiedyś napisać dla Czerwonych Gitar Agnieszka Osiecka. „Awejniak” jest drugim duetem na płycie. Z Sanah Podsiadło śpiewa „O czym śnisz” grane minimalistycznie jakby na Casio.


Przebudzeniu po miłosnej apokalipsie towarzyszy kac, któremu towarzyszy szyderczy walczyk „Szarości i róż” o paździerzowatej rzeczywistości disco polo i kabaretonów, z partiami orkiestry dętej, granej prześmiewczo przez syntezatory. Miniatura „Kolce i róże” to definitywne pożegnanie Dawida z małym chłopcem. Owszem, chwilami robi się smutno, ale jeśli były szalone lata dwudzieste – będą też lata trzydzieste.

Wokalista w tym roku zgromadził na stadionach w Gdańsku i Wrocławiu 90 tysięcy fanów, a potem pobił kolejny rekord dodając do statystyk 60 tys. w Chorzowie. Nic dziwnego, że wydana cztery lata temu płyta „Małomiasteczkowy” zyskała w 2021 r. status podwójnie Diamentowej (dwie poprzednie były Diamentowe), a przecież sprzedaż przekroczyła, uwzględniając to ekwiwalent streamingu, nagrodzone 300 tysięcy egzemplarzy.

Jeśli Dawid niczym nas nie zaskoczy, „Lata dwudzieste” to ostatnia płyta artysty, urodzonego w 1993 r., przed trzydziestymi urodzinami. Najbardziej taneczna w dorobku artysty, który grał kiedyś w gitarowym Curly Heads. Nagrana już bez Bartosza Dziedzica, tylko z Jakubem Galińskim, muzykiem z zespołu, wcześniej współpracującym z Sanah. Tak: zanim będzie odliczał czas do „Czterdzieści lat minęło” Dawid postanowił się odmłodzić i wyszaleć w stylu nawiązującym do electropopu lat 80-tych, który w polskim wydaniu Papa Dance musiało opatrywać autoironicznymi tytułami „Poniżej krytyki”, lecz dla dzisiejszych muzyków ma posmak vintage. Początkowy „Wirus” z zachętą „świruj ze mną, wiruj ze mną”, skandowanym modnie „WRS” i falsetowymi partiami nawiązuje do „Everybody” Backstreet Boys. Podsiadło świetnie wywija pomiędzy syntezatorowymi akordami i klawiszowymi zagrywkami, a przywołując w melancholijnych „Tazosach” dziecięce gadżety wzdycha „za czasami, gdy było prościej” niż w przypadku bolesnych wspomnień o ukochanej, gdy sam zaczyna iść internetowym tropem faceta, który kiedyś wydawał mu się podejrzany w sieci.



2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Muzyka popularna
Bilety na koncerty Billie Eilish już w sprzedaży
Muzyka popularna
Wrocław chce pobić gitarowy rekord świata
Muzyka popularna
"Putin chce zniszczyć naszą niepodległość". Lider ukraińskiego rocka w Warszawie
Muzyka popularna
Tournee Stonesów. Minimum 800 dolarów za obejrzenie Jaggera z pierwszych rzędów
Muzyka popularna
Pośmiertne spotkanie Floydów. Wkrótce album Gilmoura. Już jest singiel
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił