O kolejnych pana nagraniach z Lisą Gerard słyszałem już dość dawno. Na płycie „It’s Not Too Late” ukazały się teraz, trafiły w swój czas, ale proszę przypomnieć, jak do nich doszło.
Lisa miała przerwę w trasie koncertowej, odwiedziła mnie na Jamnej, a ja postanowiłem pokazać jej okolicę. Pojechaliśmy do Bobowej, gdzie chodziłem do liceum. Podczas spaceru zaprowadziłem ją do synagogi. Przeczuwając wyjątkową akustykę, zaczęła śpiewać. W naturalny sposób zrodził się pomysł nagrania w tym miejscu płyty. Zastanawialiśmy się tylko, jak to zrobić, wymyśliłem, że napiszę siedem muzycznych tematów, których Lisa nie pozna aż do czasu improwizowanej sesji w synagodze. Zaprosiłem Leszka Kamińskiego, zaprzyjaźnionego reżysera dźwięku – przewieźliśmy sprzęt ze studia, a także Jacka Petryckiego, operatora filmów Krzysztofa Kieślowskiego i Agnieszki Holland, żeby wszystko nakręcił. Był 2016 r., ale jakby w przeczuciu nadchodzących ciężkich czasów, zamówiłem tysiąc świec, które zapaliliśmy w synagodze, a potem w 45 minut nagraliśmy siedem muzycznych tematów.
Czytaj więcej
W niedzielę Zbigniew Preisner opublikował na Instagramie krótki film "Tribute to Iranian women" dedykowany demonstracjom w obronie kobiet prześladowanych przez irański reżim.
Jaki był efekt?
Taki, jak w improwizowanych sesjach – rzadko wszystko się zgadza. Lisa czasami wychodziła poza ustaloną przeze mnie harmonię. Było interesująco, ale nie zawsze idealnie. Jednak kiedy siedzieliśmy wszyscy pozamykani przez koronawirusa, postanowiłem wrócić do nagrań i zrobić rodzaj rewizyty w partiach Lisy: skoro ona śpiewała do mojej muzyki, nie znając jej w ogóle – to ja teraz pójdę za jej głosem i napisze nowe harmonie do tego, co zaśpiewała. Wywróciłem wszystko do góry nogami, dodałem organy Hammonda, brzmienia elektroniczne i dopisałem trzy kompozycje. W ten sposób powstał album „It’s Not Too Late”.