W ciągu ostatnich 50 lat liczba katastrof naturalnych wzrosła pięciokrotnie. Głównymi przyczynami są zmiana klimatu i działalność człowieka. Najnowsze raporty Światowej Organizacji Meteorologicznej oraz prace naukowe z całego świata wskazują, że zmiana klimatu i wielopoziomowe następstwa tego zjawiska będą w XXI wieku wpływać na każdy aspekt naszego życia. Dlatego z okazji przypadającego 13 października Międzynarodowego Dnia Ograniczania Skutków Katastrof warto pochylić się nad kondycją polskich miast, w których ryzyko katastrof związanych ze zmianą klimatu rośnie z roku na rok.
Według prognoz ONZ w 2050 roku 68 proc. ludności świata będzie mieszkać w miastach, czyli obszarach szczególnie podatnych na skutki zmiany klimatu. Zjawiska tj. miejska wyspa ciepła czy intensyfikacja opadów nawalnych, stają się cechą charakterystyczną dla zurbanizowanych terenów.
Czytaj więcej
W Rosji padł 17-letni rekord liczby przypadków wysokiego i ekstremalnie wysokiego zanieczyszczenia powietrza. Najgorzej jest na Syberii. Strach żyć w takich miastach jak Norylsk czy Krasnojarsk.
Dlaczego tak się dzieje? Żyjemy w wypełnionych betonem miastach, parkujemy na wybetonowanych parkingach, a nasze podwórka zamieniają się w wybrukowaną powierzchnię, która mimo iż wygląda estetycznie, sprzyja lokalnym podtopieniom. Wszystko to składa się na zjawisko potocznie określane mianem „betonozy”. To ciężka choroba miast, którą powinniśmy powstrzymać, ponieważ pozbawia mieszkańców drogocennej wody oraz cienia chroniącego przed wysokimi temperaturami latem.
Miasta w Polsce płoną
Ocieplenie klimatu cały czas postępuje, a temperatury w miastach rosną. Fale upałów stają się coraz bardziej uciążliwe dla ich mieszkańców, którzy w nagrzanych, pozbawionych zieleni przestrzeniach, wkrótce nie będą mogli normalnie funkcjonować. Miasta, mimo iż stanowią jedynie 3 proc. lądów na Ziemi, mieszczą połowę populacji dorzucając ogromną pulę emisji gazów cieplarnianych do atmosfery i szybko się ogrzewają (ze względu na duży udział betonu i asfaltu).