Chodzi o niepozorne internetowe „ciasteczka” (ang. cookies). To pliki, które zapisuje w komputerze internauty niemal każda odwiedzona strona w sieci. Cookies ułatwiają surfowanie. Sprawiają np., że po ponownym logowaniu do skrzynki pocztowej czy serwisu społecznościowego nie jest konieczne wpisywanie nazwy użytkownika i hasła, bo przeglądarka je pamięta.
Z drugiej strony cookies mogą służyć do śledzenia internauty. Wykorzystują to np. sklepy internetowe, które gromadzą dane o kupowanych czy oglądanych towarach. Dzięki temu w czasie następnej wizyty na stronie wielu sklepów użytkownik widzi reklamy związane z tym, czym interesował się ostatnio. Część internautów uznaje ten mechanizm za pomocny i go akceptuje. Bruksela uważa jednak, że cookies działające bez wiedzy użytkownika naruszają prywatność.
[srodtytul]Ciasteczka zakazane?[/srodtytul]
Unijny pakiet telekomunikacyjny proponował, by cookies zostały zakazane. Po zmianach prawa internauta musiałby wyrażać zgodę za każdym razem, kiedy witryna chciałaby zapisać plik cookie w komputerze. Jak tłumaczył Alexander Alvaro, niemiecki eurodeputowany, jeden z autorów propozycji zmian w przepisach, delegalizacja plików cookies działających bez wiedzy użytkownika miałaby posłużyć bezpieczeństwu w sieci i chronić prywatność internautów. Tłumaczenia te brzmią dość ironicznie w kontekście unijnej dyrektywy o retencji danych. Na jej podstawie w W. Brytanii zaczęło w kwietniu działać prawo, które zobowiązuje dostawców Internetu do zapisywania informacji o wysłanych i odebranych e-mailach oraz stronach odwiedzonych przez internautę. – W imię bezpieczeństwa – wyjaśniło brytyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.
Choć pakiet na razie odrzucono, najważniejsze frakcje w europarlamencie zapowiedziały, że prace nad nim wrócą po wyborach do PE 7 czerwca.