Na czele grupowego pozwu przeciw "królowej Internetu" stoi Jonathan Tasini, dziennikarz i związkowiec, który napisał za darmo do "Huffington Post" ponad 250 tekstów. Tasini przekonuje, że - blogerzy zostali zamienieni we współczesnych niewolników na plantacji Arianny Huffington", i podkreśla, że "twórcy kontentu powinni zostać za to wynagrodzeni.
Blogerzy są wściekli na założycielkę internetowego dziennika, bo niektórzy nawet kilka lat za darmo pisali do "Huffington Post", zwiększając jego wartość rynkową, ale nie dostali ani centa, gdy w marcu medialny gigant AOL zapłacił za ten dziennik 315 milionów dolarów. Kilka tygodni temu grupa twórców pod przewodnictwem Billa Laserowa, szefa kalifornijskiego wydawnictwa Visual Art Source, ogłosiła więc strajk, zapowiadając, że nie wróci do pisania, dopóki nie zacznie dostawać pieniędzy. Naczelna HuffPost zadrwiła wówczas ze strajkujących. Przekonywała, że ich bojkotu nikt nie zauważy, bo ich miejsce natychmiast zajmą inni internauci. I podkreślała, że żadne pieniądze blogerom się nie należą, bo ich obowiązki są nieporównywalne z odpowiedzialnością, która ciąży na etatowych dziennikarzach.
Postawa Arianny Huffington została uznana za "nieetyczną" i "nieprofesjonalną" przez związek zawodowy pracowników mediów The Newspaper Guild. Szefowa HuffPost nie zmieniła jednak zdania, więc blogerzy wnieśli sprawę do sądu.
– Model biznesowy Huffington zakłada, że korzyści ekonomiczne są zarezerwowane tylko dla niej. Najwyraźniej od wszystkich innych oczekuje się, by pracowali za darmo, niezależnie od tego, jaką wartość wytwarzają – podkreśla Tasini.
Wraz z adwokatami zbuntowany bloger szacuje, że do "Huffington Post" za darmo pisało około 9 tysięcy autorów, którzy wytworzyli jedną trzecią wartości portalu. Autorzy pozwu wyliczyli więc, że należy im się 105 mln dolarów.