Abonament już umiera śmiercią naturalną

Misję telewizji publicznej trzeba przemyśleć na nowo. Nie od dziś wiadomo, że skuteczne działania misyjne muszą łączyć wartości z atrakcyjnością dla widza. Misja bez widowni jest nic niewarta – pisze szef OmnicomMediaGroup

Publikacja: 03.03.2008 01:53

Miałem przyjemność uczestniczyć w dyskusji na konferencji Impactor wraz z Marcinem Bochenkiem, członkiem zarządu TVP, Andrzejem Zarębskim, ekspertem medialnym, i Andrzejem Sadowskim, szefem Centrum im. Adama Smitha prowadzonej przez Bohdana Pawłowicza pod tytułem „Telewizja publiczna – co dalej?”.

Dyskusja ciekawa, bo temat kontrowersyjny, a uczestnicy o przeciwstawnych poglądach. Wymienialiśmy się argumentami dotyczącymi tego, jak rewolucja cyfrowa wpłynie na kształt rynku medialnego i telewizji publicznej, jak zdefiniować misję i jaka powinna być rola państwa w realizacji zadań misyjnych, jak pogodzić misję kojarzoną zazwyczaj z edukacją czy kulturą wyższą z oglądalnością. I w końcu temat najbardziej gorący: pieniądze, czyli jak misję finansować. W dyskusji prowadzący zadał sali pytanie wprost: czy abonament powinien być zniesiony? Podniosło się parę rąk. Padło też pytanie, czy telewizja publiczna powinna być pozbawiona prawa do emisji reklam. Rąk w górze było jeszcze mniej.

Bohdan Pawłowski skonkludował: większość państwa jest za utrzymaniem status quo. Nie zgadzam się z taką konkluzją. Pytania zostały źle zadane. Ukrytym założeniem takiej alternatywy jest milcząco przyjmowana hipoteza, że innych rozwiązań nie ma, a jest to hipoteza fałszywa. Można sobie wyobrazić, że misja publiczna finansowana jest z innych źródeł niż podatek celowy, jakim w istocie jest abonament, co nie oznacza, że w ogóle nie jest finansowana. Otóż zadania misji publicznej mogą być finansowane przez nadawców komercyjnych przez opłaty koncesyjne pobierane przez państwo za prawo do nadawania sygnału telewizyjnego. Do tej pory takie opłaty były jednorazowe i w symbolicznej wysokości. Gigantyczną dysproporcję między wartością koncesji telekomunikacyjnych a telewizyjnych można wytłumaczyć jedynie lękiem polityków przed wpływami właścicieli mediów. Nie ma innego logicznego wytłumaczenia. Mówimy wszak o tych samych falach elektromagnetycznych, tylko o innej częstotliwości.

Abonament jest drogi. Koszt jego pobierania pożera dużą część wpływów. Ponadto jest nieefektywny – nie płaci go połowa gospodarstw domowych i większość firm

Absurd tej sytuacji obrazuje dyskusja o ustawie regulującej nadawanie sygnału telewizyjnego na telefony komórkowe. W zależności od klasyfikacji formalnej takiej działalności gospodarczej jako broadband, czyli usługi telekomunikacyjnej, jak chce UKE, lub broadcasting, czyli telewizji, opłaty pobierane przez państwo od użytkowników komórek lub operatorów są różne. W pierwszym wypadku nadawców dotyczy opłata za dzierżawę częstotliwości szacowana na 240 tys. zł za obszar. Na jednej platformie formatu DVBH mieści się do 16 nadawców. W przypadku zaklasyfikowania telewizji mobilnej jako broadcastingu obecnie obowiązujące prawo nie przewiduje nowych opłat za dzierżawę częstotliwości czy dodatkowe koncesje. W takim przypadku jednak ustawa o abonamencie przewiduje opłatę za posiadanie urządzenia do odbioru sygnału telewizyjnego od każdego gospodarstwa domowego oraz w firmie od każdego urządzenia. W takim przypadku wszystkie służbowe komórki zostałyby objęte dodatkową opłatą w wysokości rocznego abonamentu radiowo-telewizyjnego (przypomnę: miesięczna stawka podstawowa to 17 zł). W skali kraju to ogromna kwota. Szacuje się, że liczba aktywacji biznesowych (komórek służbowych) to ok. 8 – 9 mln. Łatwo obliczyć, że przy obecnym stanie prawnym obciążenia z tytułu abonamentu dla telewizji mobilnej wyniosłyby około 1,8 mld zł, czyli trzykrotnie więcej, niż dziś zbierane jest w formie abonamentu. Oto do jakich absurdów prowadzi niekonsekwentna polityka państwa. Ta niekonsekwencja wychodzi w drastycznej formie na jaw w momencie konwergencji telewizji i telekomunikacji. Te dwa światy nie pasują do siebie, bo według innych interesów polityków były regulowane. Wydaje się, że dalszych opłat na telekomy już nałożyć się nie da, a opłata za używanie telewizji w komórkach przerzucona na końcowych użytkowników zabije tę usługę.

Czyżbyśmy mieli płacić abonament za komórki? Ten sam co za odbiornik telewizyjny? Należy skończyć z absurdalnie różnym traktowaniem różnych sektorów rynku. Operatorzy telewizyjni, realizując ograniczone prawo do nadawania sygnału elektromagnetycznego, osiągają niespotykane gdzie indziej w gospodarce zyski wynikające jedynie z braku konkurencji. Sytuacja telefonii komórkowej jest podobna. Państwo powinno oba sektory traktować tak samo, tym bardziej że zlewają się one w jedno. Istnieje zatem alternatywa dla abonamentu – koncesje telewizyjne sprzedawane na rynku według tych samych procedur co telekomunikacyjne. Mam nadzieję, że przekazanie uprawnień koncesyjnych Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji do Urzędu Komunikacji Elektronicznej jest pierwszym krokiem w tym kierunku.

Po drugie, jest też kwestia archiwów telewizyjnych. We wniosku zgłoszonym przez TVN do Komisji Europejskiej przeciw TVP o pobieranie nieuprawnionej pomocy publicznej wnioskodawca słusznie zauważył, że TVP pobiera abonament, nadając m.in. programy z archiwów PRL. Za ich udostępnienie pobiera od innych nadawców opłaty, mimo że nie są one nawet własnością telewizji publicznej. Prawo do nadawania programów pochodzących z archiwów telewizyjnych należących do państwa powinno być dysponowane na zasadach przetargów między wszystkich zainteresowanych według reguły najwyższej ceny. Tak pozyskane pieniądze mogą być przeznaczone na realizację zadań misyjnych.

Po trzecie, można sobie wyobrazić podatek od reklam, podobny do tego, jaki pobierany jest na rzecz polskiej produkcji filmowej. Podatek taki płacony byłby przez wszystkich uczestników rynku, niezależnie od formy własności nadawcy.

Po czwarte, można finansować misję bezpośrednio z budżetu.

Po piąte, w formie części podatku dochodowego pobieranego od obywateli.Powyższa lista nie wyczerpuje wszystkich rozwiązań, a wszystkie opisane powyżej rozwiązania mają swoje zalety i wady. Możemy dyskutować, które są najlepsze, jak uniknąć zagrożeń, choćby wskazywanych przez przeciwników nowelizacji ustawy autorstwa Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej, przewidujących wzmocnienie politycznego wpływu na media w przypadku finansowania z budżetu. Jedno jest pewne – obecny system jest najgorszy z możliwych.

Abonament jest drogi. Koszt jego pobierania pożera dużą część wpływów.Ponadto abonament jest nieefektywny – połowa gospodarstw domowych i zdecydowana większość firm go nie płaci. Abonament w całości trafia do jednego podmiotu – mediów publicznych, które nie są z wydawania tych środków rozliczane. Mało tego, TVP jest jedyną spółką Skarbu Państwa, z której jej właściciel, czyli państwo reprezentowane przez ministra skarbu, nie ma prawa pobierać dywidendy. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że nikt nie jest zainteresowany racjonalnym gospodarowaniem środkami wpływającymi do TVP. A ta jest w istocie instytucją non profit i stąd wynika m.in. gigantyczne zatrudnienie. Cel jest jeden: wydać wszystkie pieniądze co roku, niezależnie od tego, czy pochodzą one z reklam, czy z kieszeni podatników.

Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że opisany mechanizm jest chory. Nikt nie jest zainteresowany optymalizacją wydatków publicznych. Nikt nie jest rozliczany z inwestycji ze środków pochodzących z podatku celowego.

Systemu finansowania misji publicznej nie da się uzdrowić bez odpowiedzi na pytania: czym jest misja publiczna, jak ją zdefiniować, jak rozliczać z realizacji zadań z nią związanych. Wreszcie, kto ma te zadania realizować? Na czym polega rola państwa?

Obrońcy status quo często powołują się na praktyki w innych krajach UE. Mają rację, podobnie jak wspólna polityka rolna przyjęty w Europie po II wojnie światowej taki system realizacji zadań związanych z edukacją i wychowaniem obywateli przez państwa za pomocą telewizji publicznych jest przestarzały. Nie pasuje do mediów cyfrowych. Opiera się na założeniu, że liczba nadawców jest ograniczona, a widzowie choć w części skazani są na oglądanie kultury wysokiej czy edukacji narzucanej im przez państwo za pomocą publicznego nadawcy. Ta rzeczywistość odchodzi w przeszłość. Takie możliwości państwa się skończyły. Rola telewizji publicznych w zachodniej Europie nie jest argumentem w tej dyskusji, bo wszystkie one przeżywają podobny kryzys związany z nadejściem nowych technologii. Misję trzeba przemyśleć na nowo. Nie od dziś wiadomo, że skuteczne działania misyjne muszą łączyć wartości z atrakcyjnością dla widza. Misja bez widowni jest nic niewarta, jest martwa. Do tej pory można było łączyć ogień z wodą po prostu dlatego, że wybór był ograniczony. W nowej rzeczywistości nieograniczonej dostępności mediów cyfrowych sposobu na realizację misji musimy szukać inaczej – urynkowiając ją na poziomie programów. Dobrym przykładem takich działań z polskiego rynku jest „Ziarno”.

Nie chciałbym przesądzać, w jaki sposób finansować zadania misji publicznej. Nie mam pojęcia, na czym miałyby one polegać. Jeśli jednak misja publiczna ma być realizowana, trzeba zmienić system finansowania i zarządzania. Abonament umiera śmiercią naturalną.

Miałem przyjemność uczestniczyć w dyskusji na konferencji Impactor wraz z Marcinem Bochenkiem, członkiem zarządu TVP, Andrzejem Zarębskim, ekspertem medialnym, i Andrzejem Sadowskim, szefem Centrum im. Adama Smitha prowadzonej przez Bohdana Pawłowicza pod tytułem „Telewizja publiczna – co dalej?”.

Dyskusja ciekawa, bo temat kontrowersyjny, a uczestnicy o przeciwstawnych poglądach. Wymienialiśmy się argumentami dotyczącymi tego, jak rewolucja cyfrowa wpłynie na kształt rynku medialnego i telewizji publicznej, jak zdefiniować misję i jaka powinna być rola państwa w realizacji zadań misyjnych, jak pogodzić misję kojarzoną zazwyczaj z edukacją czy kulturą wyższą z oglądalnością. I w końcu temat najbardziej gorący: pieniądze, czyli jak misję finansować. W dyskusji prowadzący zadał sali pytanie wprost: czy abonament powinien być zniesiony? Podniosło się parę rąk. Padło też pytanie, czy telewizja publiczna powinna być pozbawiona prawa do emisji reklam. Rąk w górze było jeszcze mniej.

Pozostało 89% artykułu
Media
Donald Tusk ucisza burzę wokół TVN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Media
Awaria Facebooka. Użytkownicy na całym świecie mieli kłopoty z dostępem
Media
Nieznany fakt uderzył w Cyfrowy Polsat. Akcje mocno traciły
Media
Saga rodziny Solorzów. Nieznany fakt uderzył w notowania Cyfrowego Polsatu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Media
Gigantyczne przejęcie na Madison Avenue. Powstaje nowy lider rynku reklamy na świecie