Od półtora roku UKE wydaje decyzje, dzięki którym operatorzy alternatywni (Netia, Tele2, GTS Energis) mogą konkurować z TP o jej własnych abonentów. Doprowadziło to do realnego spadku cen usług dostępu do Internetu i większego wyboru usług telefonicznych. Operatorzy alternatywni płacą TP hurtowe stawki za dostęp do jej abonentów i za świadczone im usługi. TP utrzymuje, że te stawki - narzucone decyzjami UKE - są zbyt niskie. Tak niskie, że w wielu przypadkach nie pokrywają kosztów, jakie ponosi operator. UKE twierdzi, że stawki zostały ustalone na odpowiednim poziomie, bo są adekwatne do hurtowych cen w innych krajach. Spór o to toczy się od wielu miesięcy.
Nowa bitwa rozpoczęła się latem, kiedy TP - zgodnie ze swoim obowiązkiem- przedstawił kalkulację kosztów swojego działania. Z tej kalkulacji wynika, że hurtowe stawki powinny być wyższe. Kalkulację zbadał niezależny audytor Ernst&Young i nie dopatrzył się uchybień. UKE jednak wysunęło własne zastrzeżenia i wczoraj poinformowało, że nie przyjmuje kalkulacji TP, jako w pełni wiarygodnej. Oznacza to, że urząd nie dopuści do zmian hurtowych stawek rozliczeniowych.
Decyzję z pewnością zakwestionuje TP, które uważa, że skoro Ernst&Young nie miał zastrzeżeń, to kalkulacja powinna zostać przyjęta. Stanowisko UKE jest odmiennie. Urząd uważa, że audytor "wspomaga" w procesie oceny kosztów operatora. Dla TP sprawa jest bardzo ważna, ponieważ liberalizacja rynku telekomunikacyjnego kosztuje dawnego monopolistę setki milionów złotych rocznie. Operator utracił na rzecz konkurentów 460 tys. abonentów usług telefonicznych i ponad 90 tys. abonentów Internetu, których do tej pory obsługiwał.