Cztery prywatne spółki zajmujące się dystrybucją filmów oraz realizacją obrazu i dźwięku: Chimney Pot, Studio Filmowe TPS, Toya Studio i Kino Polska Dystrybucja, będą wspólnymi siłami cyfryzować archiwalne polskie filmy. Wspierają je, m.in. finansowo, państwowe Studio Filmowe Kadr i Studio Filmowe Oko.
Jak szacują firmy, przeniesienie archiwalnego filmu z taśmy światłoczułej na nośnik cyfrowy w formacie, który umożliwia pokazywanie go na dużym ekranie, kosztuje dziś średnio 100 tys. zł. Może się to jednak opłacić. Według informacji „Rz” zainteresowane organizowaniem pokazów cyfrowych archiwalnych produkcji są niektóre multipleksy.
[wyimek]100 tys. zł kosztuje przeciętnie cyfryzacja archiwalnego polskiego filmu[/wyimek]
– Po cyfrowej rekonstrukcji filmy można pokazywać na cyfrowych projekcjach w kinach. Chcemy do tego zachęcić wszystkie kina. Pokazy w cyfrowej technologii są bardziej atrakcyjne, film robi zupełnie inne wrażenie, a za jakiś czas zużytych kopii nikt nie będzie chciał oglądać – uważa Grzegorz Molewski, prezes powiązanej z telewizyjnym kanałem Kino Polska spółki Kino Polska Dystrybucja. W ubiegłym roku wraz z Krajową Izbą Gospodarczą Elektroniki i Telekomunikacji oraz Filmoteką Narodową opracowała ona plan cyfryzacji archiwów Filmoteki, który jednak na razie nie jest realizowany.
Wykonano już cyfrowe kopie „Sanatorium Pod Klepsydrą”, „Matki Joanny od Aniołów” i „Pociągu”. W realizacji są „Rękopis znaleziony w Saragossie”, „Kogel-mogel” i „Austeria”. W najbliższych planach firmy, które zawarły porozumienie, chcą scyfryzować obie części „Vabanku”, „Seksmisję”, „Faraona” i „Śmierć prezydenta”. – Wersje cyfrowe umożliwiają pokazanie tego, czego na zużytych tradycyjnych kopiach już w ogóle dziś nie widać – podkreśla Grzegorz Molewski.