„Beasts of No Nation", dramat wojenny o afrykańskim watażce granym przez Idrisa Elbę, stał się w ocenie krytyków jednym z faworytów do Oscara w kategorii najlepszy film. Ale dla dystrybutora i sponsora obrazu, firmy Netflix, stawka jest o wiele wyższa niż zdobycie złotej statuetki: chce on przeobrazić przemysł filmowy pod dyktando własnego modelu biznesowego.

„Beasts of No Nation" – pierwszy pełnometrażowy film produkcji Netflixa – wchodzi na amerykańskie ekrany 16 października. Ale trafi do niewielkiej liczby kin – a i w nich pojawi się głównie dlatego, by móc uczestniczyć w wyścigu po Oscara i budować więzi producenta z filmowcami. Duże sieci kinowe w ogóle zrezygnowały z jego wyświetlania. Przede wszystkim bowiem widzowie będą mogli obejrzeć nowy film już tego samego dnia w Netflixie – online, siedząc na kanapie w swoim salonie.

Cel amerykańskiej firmy jest jasny: przyzwyczajenie ludzi do oglądania nowych obrazów (o kinowych standardach produkcji) we własnych domach. Sprzedaż biletów jest dla Netflixa nieistotna, za to powiększenie bazy 66 mln subskrybentów na całym świecie – owszem.

Netflix rzuca wyzwanie Hollywood poprzez odrzucenie tradycyjnej wyłączności kinowej na premiery i przyciągnięcie do własnych projektów gwiazd z najwyższej półki, takich choćby jak Brad Pitt (w przyszłym roku wcieli się w postać bohatera filmu „War Machine", którego akcja toczy się w Afganistanie).

Czy atak Netflixa spowoduje, że ludzie przestaną chodzić do kina nawet na hollywoodzkie hity? – czytaj w październikowym numerze „Bloomberg Businessweek Polska".