Była wspaniałą odtwórczynią ról szekspirowskich (m. in. Ofelia, Julia) i tragicznych (Maria Stuart). W opisach jej aktorskiej sztuki recenzenci szli w zawody z poetami. Ale zdarzali się też malkontenci i zawistnicy, więc sama Modrzejewska musiała staczać boje nie tyle o uznanie swego aktorskiego wizerunku, ile nowoczesnego teatru, który próbowała stworzyć.
„Jeśli aktor zawsze wkłada w rolę swoją własną indywidualność – pisała – wszystkie jego postaci stają się podobne do siebie”. Ubolewała nad powszechnym wówczas kultem gwiazd sceny, otaczających się nieudacznikami, aby tym bardziej brylować na ich tle. Ona starała się pozyskiwać jak najlepszych aktorów. Ich partnerstwo ją uskrzydlało.
Pierwszy amerykański angaż otrzymała w San Francisco, kiedy zmusiła dyrekcję jednego z teatrów do wysłuchania jej próby. „Te niedźwiedzie nie dowierzały – pisała potem w liście – żeby w kraju, który według ich mniemania został wykreślony z karty dziejów świata, w kraju, o którym oni tu nigdy nic nie słyszą, mogła istnieć sztuka”.
Olśniewający sukces debiutu Heleny Modjeskiej — jak dla ułatwienia nazwano ją w Ameryce — spotkał się w Warszawie z… kpinkami. Mierny literat Edward Lubowski, pisał, że zamorskie uznanie dla naszej artystki cieszy „nawet tych, którzy nie ubóstwiając jej ślepo, przyznawali jej wszakże talent pierwszorzędny i pożyteczność wielką na warszawskiej scenie” etc. Łaskawie przyznawał jej „pożyteczność”, gdy w San Francisco uznano ją za jedną z najlepszych aktorek na świecie. Że tak było istotnie, świadczy próba otrucia artystki. 16 czerwca 1883 r. w Denver, w finale „Romea i Julii” podano jej we flakoniku spirytus z fosforem. Na szczęście aktorka w ostatniej chwili zorientowała się, że to nie herbata.
Powroty Heleny Modrzejewskiej do kraju bywały wypełnione pracą tak zresztą jak artystyczne tury po amerykańskich miastach. Obok występów, miewała i inne obowiązki. Wraz z Sabałą trzymała do chrztu Stasia Witkiewicza, przyszłego Witkacego, który aż sześć lat czekał na jej przyjazd do Zakopanego. Wraz z Antoniną Hoffmann wmurowała w 1891 r. kamień węgielny pod gmach nowego teatru w Krakowie, którego budowę zainicjowała hojnym darem trzy lata wcześniej.