Roth, który urodził się i wychował w Galicji, regionie, który jak sam pisał ma „swój własny blask; smutny blask wzgardzonych”, patrzy na odradzającą się po 1918 roku Polskę z dystansem patrioty upadłego CK mocarstwa, obywatela odchodzącego w przeszłość świata. Ton jego felietonów jest gorzki, ale nie agresywny. Nawet wtedy, kiedy pisze, że w nowym państwie polskim resentyment jest silniejszy niż doświadczenie, a „karmiona romantycznymi wyobrażeniami tradycja ma więcej wagi niż naoczne dowody” chodzi mu nie tyle o wydanie osądu nad Polakami, co o zrozumienie sytuacji, w jakiej znalazła się cała Europa wschodnia po zakończeniu pierwszej, zwanej jeszcze wówczas Wielką, wojny. Jego opinie o Polsce są gorzkie w swojej trzeźwości, ale pozbawione zacietrzewienia. I być może nawet bardziej aktualne, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.