Ale nie wiem, co jest w tej chwili w Polsce ważne i aktualne. My żyjemy w jakimś błędzie, wydaje nam się, że pisarz powinien poruszać tematy współczesne, a to, co znajduje się poza kręgiem chorwackiej rzeczywistości, w ogóle jest nieinteresujące. Zawsze mnie dziwiło to, że żaden nasz pisarz nie chce podjąć tematu odległego, choćby ze starożytnego Egiptu, jak zrobił to np. fiński pisarz Mika Waltari w swojej powieści „Egipcjanin Sinuhe”. Jaki miało to związek z Finlandią i fińskimi problemami? Żadnego. Ale ten temat, ten klimat go zaciekawił, zafascynował i powstała niezwykła książka. Albo wasz pisarz Bolesław Prus, który również podjął egipski temat i napisał „Faraona”.
U nas tymczasem istnieje jakieś przekonanie, jakaś tendencja do niepodejmowania tematów, które nie wiążą się bezpośrednio z dniem dzisiejszym, bo to niby nikogo nie będzie interesować. A to nieprawda. Wielkie dzieła mogą powstać tylko na glebie takich właśnie światowych tematów. Oczywiście i te nasze lokalne tematy mogą zrodzić wielkie dzieło, ale tylko wtedy, kiedy się je ukaże w uniwersalnej perspektywie. Można w taki sposób pokazać również tę naszą przestępczość, ale to trudne, gdyż temat został już przemielony i zbanalizowany. Dlaczego my – chorwaccy pisarze – nie mielibyśmy się zajmować światowymi problemami, lecz tylko naszą współczesnością i niedawną przeszłością? Zresztą jeśli nawet ktoś napisze powieść, której akcja dzieje się w okresie socjalizmu, to rzekomo nikogo już to nie obchodzi, bo to minęło. To jest błędne rozumienie literatury, które nam pozostało z socjalizmu i realizmu socjalistycznego, gdy żądano od pisarza, żeby pisał tylko o tym, co aktualne.
[b]Jaki jest pański stosunek do postępującej amerykanizacji literatury? To zjawisko obserwujemy u nas, a przypuszczam, że istnieje i w Chorwacji.[/b]
Nie wiem, co rozumie pan pod pojęciem „amerykanizacja”. Osobiście dużo czytam literatury amerykańskiej. Tamtejsi pisarze są tak różnorodni w swoich orientacjach: są tacy, którzy mogliby nam posłużyć za wzór, a nie brakuje i takich, których absolutnie nie należałoby naśladować. Mnie się na przykład bardzo podoba Tom Wolfe. Proszę tylko nie mylić go z Thomasem Claytonem Wolfe’em, tym od „Spójrz ku domowi, aniele”. Chodzi mi o późniejszego Wolfe’a, którego znakomita powieść „Facet z zasadami” jest świetną analizą współczesnego społeczeństwa amerykańskiego, wszystkich jego warstw, poczynając od najniższych z Harlemu. Równie interesujące są jego „Fajerwerki próżności”, na podstawie których powstał film z Tomem Hanksem i Melanie Griffith.
Oczywiście są tam pisarze, którzy tworzą konfekcję. Bo w Ameryce jest tak, że co roku autor musi wydać nową książkę. Tego wymagają od niego wydawcy. Jeśli pisarz nie wywiązuje się z umowy, przestaje interesować wydawcę, który uważa, że ktoś taki wypada z obiegu czytelniczego, a zatem nie warto w niego inwestować. Siłą rzeczy powstają książki, które znajdują wielu czytelników, ale w sensie literackim nie osiągają poziomu godnego uwagi. Nawet autorzy dobrych książek powtarzają się i z roku na rok obniżają loty. No, na nich na pewno nie należy się wzorować, ale to nie nasz problem.