O brzasku kapłan Annasz przychodzi na umówione spotkanie do willi Epulona - bogatego mieszkańca niewielkiego miasteczka Nazaret. Odkrywa ciało gospodarza leżące w kałuży krwi. Na podłodze widać wióry i ciesielskie dłuto, które bez dwóch zdań należy do dobrze znanego w okolicy rzemieślnika - Józefa, męża Maryji. Podejrzanego ujęto. Choć nie przyznał się do winy, Sanhedryn, czyli najwyższa żydowska instytucja religijna i sądownicza, skazała go na śmierć przez ukrzyżowanie. Wyrok ma zostać wykonany o zmierzchu. Wtedy właśnie do Nazaretu przybywa Pomponiusz Flatus, rzymski patrycjusz, filozof i orator, który na obrzeżach Imperium poszukuje wód o cudownych właściwościach. W nim nadziei upatruje kilkuletni chłopiec, który w przyszłości ma odziedziczyć po Józefie ciesielski warsztat. To Jezus. Za dwadzieścia denarów wynajmuje Pomponiusza do przeprowadzenia śledztwa.
W „Niezwykłej podróży Pomponiusza Flatusa” Eduardo Mendoza sięga do apokryfów i mitologii. Do akcji noweli utrzymanej w lekkim tonie nie waha się włączyć historycznych postaci. Jak na mój gust, czasem posuwa się za daleko - tak jest, kiedy robi ironiczne aluzje do wydarzeń o fundamentalnym znaczeniu dla chrześcijan. Nie posądzam pisarza o chęć obrażenia czyichkolwiek uczuć, ale w przyszłości mógłby nieco poskromić swe anarchistyczne poczucie humoru. Poza tym książkę czyta się lekko i przyjemnie. Niektóre sceny przywodzą na myśl genialną prozę Chandlera. Cóż jednak z tego, skoro po lekturze „Niezwykłej podróży” nie pozostaje żadna godna zapamiętania myśl. Typowe czytadło - wciągające ale puste.
Mendoza tłumaczy, że czasem pisze humorystyczną prozę, by odreagować żmudną pracę nad poważną powieścią. Pozostaje nadzieja, że odprężony napisze teraz książkę na miarę swego talentu.
[i]Eduardo Mendoza
„Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa”.