Agnieszka Osiecka nie pisała wyłącznie lirycznych piosenek o miłości. Popełniła również songi o „wiernych pancernych", o tym, że w nowej Polsce „dzieci urodzą się nowe nam", jak również o odradzającym się w Niemczech (konkretnie w zachodniej części kraju nazywanego wówczas NRF) neofaszyzmie. Tę – przyznajmy, niespecjalnie lansowaną – piosenkę śpiewała młodziutka Magda Zawadzka: „Wesoły wieczór, wesoły wieczór,/ jakby w dzień zaręczyn./ A dookoła, a dookoła/ sami dobrzy Niemcy". Przypomniał mi się ten refren z kabaretu Edwarda Dziewońskiego po lekturze więziennego dziennika Hansa Fallady „W moim obcym kraju" (Czytelnik, Warszawa 2011 r.).
Hans Fallada (naprawdę Rudolf Ditzen) czytany był pół wieku temu. Na „Pijaka" zapisywano się w bibliotekach. Podobnie jak na „I cóż dalej, szary człowieku" i „Każdy umiera w samotności". Nie tylko w Niemczech, także w Polsce. Teraz, jak słyszę, wznawia tego autora Sonia Draga, a Czytelnik przygotowuje nowe tłumaczenie „Pijaka". Wstępem do przypomnienia tego pisarza jest jego arcyciekawy dziennik. Więzienny jak więzienny – w istocie, z wariatkowa.
Rękopis pod koszulą
Autor „Pijaka" ożenił się w 1929 roku z Anną Issel. 15 lat później, już po rozwodzie, podczas sprzeczki z eksmałżonką mocno pijany strzela z pistoletu. Na szczęście Anna zeznaje, że nie była to próba zabójstwa, niemniej sąd skazuje Falladę na „czasowe osadzenie w zakładzie leczniczym lub opiekuńczym". „Zamyka się – czytamy – za nim brama zakładu Neustrelitz-Strelitz. Fallada zostaje umieszczony w Station III, wśród niepoczytalnych przestępców i przestępców z ograniczoną poczytalnością. Wydaje się, że jest alkoholikiem, wrakiem cielesnym i duchowym, autorem niezdolnym do pisania".
Jest inaczej. Prosi o artykuły piśmienne i za kratami powstają „Pijak" oraz ten właśnie „Dziennik więzienny". Z pewnością ryzykuje. Pisze między linijkami, zamiast „nazista" stawia literę „n", w istocie szyfruje zapis z trudem dający się odczytać. 8 października 1944 r. otrzymuje dzień urlopu. Wynosi wtedy to, co napisał, pod koszulą.
Fragmenty dziennika ukazują się tuż po wojnie, w całości dopiero w 2009 roku, 62 lata po śmierci autora. W porównaniu z więziennym rękopisem Fallada dokonał pewnych zmian, jedne kwestie złagodził, inne wyostrzył. M.in. przerobił portret swojego wydawcy Ernsta Rowohlta, którego – jako członka NSDAP – czekała procedura denazyfikacyjna. „Dlatego – piszą w posłowiu Jenny Williams i Sabine Lange
– Fallada podkreśla uznanie, jakim Rowohlt cieszył się za granicą, chwali ambitny program wydawniczy obejmujący wielu autorów zagranicznych i licznych żydowskich".