Poezja Wisławy Szymborskiej

Ćwierć wieku temu wydawało się nam, że jesteśmy poetycką  potęgą. Z chwilą śmierci Wisławy Szymborskiej (1 lutego 2012 roku)  to już bezpowrotna – jak się zdaje – przeszłość

Publikacja: 27.10.2012 01:01

Wisława Szymborska w 2009 roku

Wisława Szymborska w 2009 roku

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Które z jej wierszy naprawdę zakotwiczyły się w ludzkiej pamięci? Chyba dwa: „Nic dwa razy się nie zdarza” – nie oszukujmy się, głównie za sprawą pięknie go wyśpiewującej Łucji Prus (po latach znów zaśpiewała go, niestety bez odrobiny wdzięku, Kora) – i „Kot w pustym mieszkaniu” napisany po śmierci pisarza Kornela Filipowicza, z którym związana była od 1967 r.

Zacytujmy:

Umrzeć – tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu niezmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nieprzesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Tak przed nią o śmierci nikt nie pisał. A dla niej był to temat nie nowy.

Moskaliki, odwódki, lepieje

W 1962 r. w tomie „Sól” znalazł się „Nagrobek”, którym katowano następnie po latach młodzież szkolną, widząc w wierszu przykład poezji funeralnej. Co w tym niewielkich rozmiarów utworze było najważniejsze, to jednak poczucie humoru autorki. Osobliwe, autoironiczne. Pisała:

Tu leży staroświecka jak przecinek

autorka paru wierszy. Wieczny odpoczynek

raczyła dać jej ziemia,

pomimo że trup

nie należał do żadnej

z literackich grup.

Uściślijmy, laureatka Literackiej Nagrody Nobla z 1996 r. napisała około 350 wierszy.

Swoje książki wydawała w krakowskich wydawnictwach: a5, Znaku i Wydawnictwie Literackim. W tej właśnie kolejności. Jej recenzje, zamieszczane przez lata w „Życiu Literackim”, a następnie w „Piśmie”, „Odrze”, wreszcie w „Gazecie Wyborczej” pod nagłówkiem „Lektury nadobowiązkowe”, ukazywały się od 1960 r. w tomach tak samo zatytułowanych. Ciekawe, że pisała najchętniej wcale nie o najgłośniejszych książkach, nie o tych dziełach, które wywoływały dyskusje, lecz o – jak choćby w szóstym tomie „Lektur nadobowiązkowych” wydanym w 2002 r. – „Życiu codziennym w domach publicznych”, „Mitologii Aborygenów”, „Historii stroju” czy „100 największych tyranach”.

Najczęściej recenzje te przybierały formę zabawnych, zawsze utrzymanych w lekkiej tonacji, felietonów. Choć – bywało – dotykały spraw w istocie poważnych. Noblistka natrafiła kiedyś na polonistyczny bryk nazwany „Wypracowania – wzory”, a wydany – jak zauważyła recenzentka – „w Krako- wie, niestety”. Skomentowała go następująco: „Podobno już czterdzieści cztery procent dorosłych Polaków nie bierze w ciągu roku żadnej książki do ręki. Ta liczba będzie rosła. Chyba że w szkołach rozmnożą się cudotwórcy, a wraz z nimi przekonanie, że literatura to nie cmentarzysko czekających na zgniecenie samochodów. Przy sposobności składam gratulacje tym autorom, których twórczość nie została w bryku omówiona, czyli sprasowana na blachę”.

Ku uciesze swojej i przyjaciół pisywała limeryki, które po wielu latach stać się miały nawet jej poetyckim daniem firmowym. Ze szkodą dla jej utworów najważniejszych. Tak się stało w 2003 r., gdy kilka miesięcy po wydaniu tak długo oczekiwanego tomu „Chwila” ukazały się „Rymowanki dla dużych dzieci z wyklejankami autorki”. To w tej książce znalazły się Szymborskiej „moskaliki”, „odwódki” i „lepieje”. Te ostatnie dotykały kulinariów: „Lepiej życia zwichnąć oś,/niż tu skonsumować coś”, „odwódki” – jak sama nazwa wskazuje – alkoholi: „Od bourbona straszna śledziona”, a „moskaliki” odwoływały się do naszej narodowej tradycji literackiej: „Kto zaś o Sarmatach twierdzi,/że z kimkolwiek im do pary,/niech się nad nim lud rozsierdzi/pod plebanią świętej Klary”. Dowcipne? Na pewno. Urocze? Też, ale bez przesady, a z tą przesadą mieliśmy do czynienia.

Literacki czy też literaturoznawczy Kraków od przyznania Wisławie Szymborskiej Nagrody Nobla wznosił jej papierowe pomniki czy raczej pomniczki, w uwielbieniu swoim popadając w śmieszność. Ileż w końcu można było zachwycać się tym, że poetka odpala jednego papierosa od drugiego, że nie odmawia kieliszka wódeczki, że bawi się słowami i słowa ją bawią, a mediów nie znosi? I tak na okrągło.

Opisać ten lot

Gdy w zakopiańskiej Astorii dosięgła ją wiadomość o otrzymaniu noblowskich laurów, w pierwszej reakcji powiedziała: „I po co wzięłam pióro do ręki?”. Po sztokholmskich uroczystościach poetycko zamilkła aż na sześć lat, a że „Koniec i początek”, ostatni jej tom przed Nagrodą Nobla, wydany został w 1993 r., można rzec, że nabierała poetyckiego oddechu przez lat dziewięć! Naprawdę jednak było trochę inaczej, niezależnie od faktu, że poetka – o czym mówiła publicznie – nader często czyniła użytek z kosza do śmieci. Dzięki temu w jej późnych tomach nie pojawiały się raczej wiersze przypadkowe i nieudane.

W tym miejscu trzeba jednak przypomnieć wiersz „Nienawiść”, który wykorzystany został przez redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” w celach politycznych. Otóż po powstrzymaniu lustracji i obaleniu rządu Jana Olszewskiego Adam Michnik, nazywając poetkę Wielką Damą Polskiej Literatury, opublikował jej wiersz, którego przesłanie miało być, rzekomo, „naszym głosem w sporze z nikczemnością i nienawiścią”. Trudno uwierzyć, że stało się to wszystko bez zgody noblistki. W „Nienawiści” mogliśmy przeczytać: „Spójrzcie, jak wciąż sprawna,/jak dobrze się trzyma/w naszym stuleciu nienawiść/Jak lekko bierze wysokie przeszkody/jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść/Religia nie religia/byle przyklęknąć na starcie/Ojczyzna nie ojczyzna – byle się zerwać do biegu”. Błyskawicznie zareagowała również Szymborska na zamach na World Trade Center, publikując – też w „Gazecie Wyborczej” – włączoną później do „Chwili” „Fotografię z 11 września”. Warto przypomnieć ten wiersz w całości:

Skoczyli z płonących pięter w dół –

Jeden, dwóch, jeszcze kilku

Wyżej, niżej.

Fotografia powstrzymała ich

przy życiu

a teraz przechowuje

nad ziemią ku ziemi.

Każdy to jeszcze całość

z osobistą twarzą

i krwią dobrze ukrytą.

Jest dosyć czasu,

żeby rozwiały się włosy,

a z kieszeni wypadły

klucze, drobne pieniądze.

Są ciągle jeszcze

w zasięgu powietrza,

w obrębie miejsc

które się właśnie otwarły.

Tylko dwie rzeczy mogę

dla nich zrobić –

opisać ten lot

i nie dodawać ostatniego zdania.

Z całą pewnością jest to najwybitniejsze literackie świadectwo wydarzenia, po którym na całym świecie powtarzano niczym mantrę, że odtąd świat będzie już inny. Czy aby na pewno?

Bezbronność bezbronnych

Wiek XX Wisława Szymborska żegnała bez cienia żalu. Bo i po czym?

Już zbyt wiele się stało,

co się stać miało,

a to, co miało nadejść,

nie nadeszło.

Miało się mieć ku wiośnie

i szczęściu, między innymi.

Strach miał opuścić góry i doliny.

Prawda szybciej od kłamstwa

miała dobiegać do celu.

Miało się kilka nieszczęść

nie przydarzyć już,

na przykład wojna

i głód, i tak dalej.

W poważaniu być miała

bezbronność bezbronnych

ufność i tym podobne.

Kto chciał cieszyć się światem,

ten staje przed zadaniem

nie do wykonania.

(„Schyłek wieku”)

A z nieszczęściami oswajała się poetka wcześniej. W „Minucie ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej”, bohaterskiej nauczycielce, która zginęła, ratując cudze dzieci z płomieni, wierszu zakatowanym na akademiach i „analizach” przeprowadzanych w szkołach przez „panie od polskiego”, dała wyraz tym samym uczuciom co po 11 września 2001 r. I dziwiła się:

Więc, jak to

tak odwyknąć nagle

od siebie?

od porządku dnia i nocy?

od przyszłorocznych śniegów?

od rumieńca jabłek?

od żalu za miłością,

której nigdy dosyć?

Ksiądz Jan Twardowski radził nam: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” i wzięliśmy sobie tę radę do serca, powtarzając jako „złotą myśl”, zwłaszcza w okolicy Wszystkich Świętych. Dużo wcześniej, właśnie w „Minucie ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej”, Wisława Szymborska pisała: „Minuta ciszy po umarłych czasem do późnej nocy trwa”. A kończyła wiersz słowami: „Tyle wiemy o sobie,/ile nas sprawdzono./Mówię to wam/ze swego nieznanego serca”.

Otworzyli nam nadzieję

A co przyniosło „sprawdzenie” poetki z Kórnika rodem? Przede wszystkim „odkrycie” jej pierwszych tomów poetyckich: „Dlatego żyjemy” i „Pytania zadawane sobie”. A w nich socrealistyczne świadectwa tamtego czasu: wiersze o Leninie, Stalinie, Armii Czerwonej. Przypomniano okoliczności jej debiutu w 1945 r. i pierwsze publikacje w „Walce”, dodatku do „Dziennika Polskiego”. Doszukano się reportaży prasowych, takich jak „Kolor spraw ważnych”, o małym miasteczku Słomniki, w którym przed wojną było ciężko, po wojnie nastąpiły zrozumiałe trudności, ale w przyszłości będzie wspaniale.

W niecały miesiąc po ogłoszeniu werdyktu Akademii Królewskiej Ewa i Stanisław Krajscy wydali książkę „Dwie twarze Wisławy Szymborskiej”, która będzie odtąd służyła przeciwnikom poetki za lekturę obowiązkową. Ale też nie brakowało głosów, i to wśród najpoważniejszych literaturoznawców, kwestionujących zasadność przyznania Nagrody Nobla autorce „Wielkiej liczby”. Krzysztof Dybciak pisał wtedy: „Szymborska nie zainicjowała w naszym piśmiennictwie nowych nurtów czy tendencji estetycznych, nie wprowadziła nowych idei, oryginalnego stanowiska światopoglądowego, nie wywołała wielkich dyskusji intelektualnych. W sumie ustępuje więc na pewno Herbertowi, Herlingowi-Grudzińskiemu, Mrożkowi i Różewiczowi, ale chyba też Lemowi i Szczepańskiemu”. Znamienne to zdania, a zwłaszcza przeciwstawienie Szymborskiej Herbertowi. Będzie się ono powtarzać i przypominać podobną opozycję, jaka wystąpiła w Polsce 72 lata wcześniej, gdy Władysław S. Reymont „ukradł” Nobla Stefanowi Żeromskiemu.

Ale też jest prawdą, że wydobyte spod wielu warstw kurzu socrealistyczne wierszydła noblistki budziły nie tylko zdumienie – także oburzenie.

W 1955 r. tom „Dlatego żyjemy” (gdyby ktoś nie wiedział – żyjemy dzięki czerwonoarmistom, którzy, zdaniem poetki, „otworzyli nam nadzieję”) wyróżniony został przy okazji przyznawania Nagród Państwowych. Trzy lata wcześniej Szymborska zdobyła jedną z trzech drugich nagród (pierwszej nie przyznano) w konkursie rozpisanym na okoliczność uchwalenia nowej, PRL-owskiej konstytucji. Wiersz był głośny swego czasu, dziś warto przypomnieć jedynie jego, jakże charakterystyczny dla swojej epoki, tytuł: „Gdy nad kołyską Ludowej Konstytucji do wspomnień sięga stara robotnica”. Utwór sytuował się w bliskim sąsiedztwie takich poetyckich dokonań jak: „Żołnierz radziecki w dniach wyzwolenia do polskich dzieci mówił tak” czy „Robotnik nasz mówi o imperialistach”.

Najgorsze doświadczenie

Pastwienie się nad podobnymi utworami jest jednak zajęciem jałowym raczej. Forma wiersza Szymborskiej napisanego po śmierci Stalina była wielce kunsztowna i z całą pewnością „Ten dzień” wyróżniał się na tle zbiorowego lamentu PRL-owskich poetów. A „Gawęda o miłości ziemi ojczystej”, pierwszy wiersz poetki naprawdę popularny, pochodził z socrealistycznego zbioru „Pytania zadawane sobie”. Starsi na pewno pamiętają te słowa: „Bez tej miłości można żyć,/mieć serce suche jak orzeszek,/malutki los naparstkiem pić/z dala od zgryzot i pocieszeń,/na własną miarę znać nadzieję”.

Miała 22 lata, gdy w 1945 r. zadebiutowała wierszem „Szukam słowa”, wydrukowanym w trzecim numerze „Walki”, literackiego dodatku do „Dziennika Polskiego”, współredagowanego przez Adama Włodka. Trzy lata później wyszła za niego za mąż (rozwiodła się w roku 1954).

Jej pierwszy tomik poetycki, w co trudno uwierzyć, nie został przyjęty do druku. Ponoć nie spełniał wymogów stawianych poezji socjalistycznej. W 1950 r. wstąpiła do PZPR, dwa lata później nakładem „Czytelnika” wydała zbiór wierszy „Dlatego żyjemy”. Jeździła w tzw. teren, agitując za Frontem Jedności Narodu, razem z Tadeuszem Różewiczem, Jerzym Zagórskim, Adamem Włodkiem. Od 1953 r. była członkiem Związku Literatów Polskich.

W tym samym roku podpisała się pod rezolucją grupy krakowskiego oddziału ZLP potępiającą duchownych skazanych w procesie księży z kurii krakowskiej. Jej podpis znajdzie się również pod tzw. kontrlistem po „Liście 34” w 1964 r., z tym że poetka utrzymywała, iż nazwisko jej władze wpisały samowolnie, uniemożliwiając zainteresowanej jakiekolwiek dementi w tej sprawie. Dwa lata po „Liście 34”, na znak protestu przeciw usunięciu z PZPR Leszka Kołakowskiego, wystąpiła z partii.

Po latach, w 1991 r., wyzna: „Należałam do pokolenia, które wierzyło. Ja uwierzyłam. Wypełniałam swoje »wierszowane zadania« z przekonaniem, że robię dobrze. Było to najgorsze doświadczenie w moim życiu”.

Nie ma pytań pilniejszych

Jak wszyscy co znaczniejsi autorzy tego pokolenia uczyniła polityczną woltę. W 1975 r. zaprotestowała przeciwko zmianom w Konstytucji PRL, podpisując „Memoriał 59”. Uczestniczyła w działaniach Towarzystwa Kursów Naukowych. W 1985 r. opublikowała wiersze w „Kulturze” paryskiej... ale pod pseudonimem.

W ostatniej dekadzie poprzedniego stulecia została obsypana nagrodami: niemiecką Nagrodą im. J. W. Goethego, austriacką – im. Herdera, Polskiego Pen Clubu, wreszcie – w 1996 r. – Nagrodą Nobla.

Po Noblu zasadniczo nie zmieniła swoich przyzwyczajeń, trybu życia. Sporadycznie korzystała z zaproszeń, które napływały do niej zewsząd. Unikała wywiadów, zachowywała powściągliwość, naturalną dyskrecję. 2 lipca skończyłaby 89 lat.

W „Schyłku wieku” relacjonowała:

Jak żyć – spytał mnie w liście ktoś,

kogo ja zamierzałam spytać

o to samo.

Znowu i tak jak zawsze

co widać powyżej

nie ma pytań pilniejszych

od pytań naiwnych.

Luty 2012

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Które z jej wierszy naprawdę zakotwiczyły się w ludzkiej pamięci? Chyba dwa: „Nic dwa razy się nie zdarza” – nie oszukujmy się, głównie za sprawą pięknie go wyśpiewującej Łucji Prus (po latach znów zaśpiewała go, niestety bez odrobiny wdzięku, Kora) – i „Kot w pustym mieszkaniu” napisany po śmierci pisarza Kornela Filipowicza, z którym związana była od 1967 r.

Zacytujmy:

Umrzeć – tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu niezmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nieprzesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Pozostało 94% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski