Reklama

Miasto monument

Jarosław Trybuś oprowadza nas po mieście, które zaistniało tylko w wyobraźni. Na szczęście. Warszawa skrojona zgodnie z ideami architektów międzywojnia byłaby bowiem może i pięknym pomnikiem, ale żyć w niej by się nie dało

Publikacja: 11.11.2012 15:00

Miasto monument

Foto: Uważam Rze

Jarosław Trybuś,


Warszawa niezaistniała

,

Reklama
Reklama


Muzeum Powstania


Warszawskiego,


Muzeum Narodowe

Reklama
Reklama


w Warszawie,


fundacja Bęc Zmiana

Żyjemy w mieście widm. Warszawa jest znacznie rozleglejsza, niż podpowiada nam doświadczenie. Pamięć i wyobraźnia przechowują widoki miasta, które niegdyś istniało, ale i obrazy miasta, któremu zaistnieć nigdy nie było dane" – tymi słowami rozpoczyna Jarosław Trybuś swoją opowieść o tym, co być miało, ale nigdy się nie stało. Dalej precyzuje: „Warszawa poddawana była przez całe ostatnie stulecie licznym planowym zabiegom mającym w efekcie uwypuklić bądź stłumić wybrane cechy przestrzeni miejskiej, stosownie do obowiązującej ideologii i polityki historycznej".

Ktoś krzyknie: „Też odkrycie!". Każdy wie, jak socrealizm zdewastował to miasto, a starsi lub bardziej zainteresowani mają świadomość, jak bardzo mógł jeszcze zdewastować, podporządkowując stolicę idei, gdyby nie śmierć Stalina i chwila odwilży. Dość przejrzeć bierutowski „Sześcioletni plan odbudowy Warszawy" – sam Bierut w 1949 r. ujął to zresztą wprost: „Nowa Warszawa nie może być powtórzeniem dawnej. Nowa Warszawa ma stać się stolicą państwa socjalistycznego". Rzecz jednak w tym, że książka Trybusia nie dotyczy ani Bieruta, ani socrealizmu, lecz czasów II RP. Jest opowieścią o tym, jak stolica odrodzonej Polski miała stać się miastem monumentem, miastem ideą, parafrazując Bieruta – „stolicą państwa potężnego".

Reklama
Reklama

Porównania nasuwają się same, choć oczywiście zrównywanie obu systemów byłoby głupotą. Komuniści starali się uprawiać jakieś ostre architektoniczne pranie mózgów, wychować bezmyślnego pajacyka, tańczącego jak mu władza każe – włodarze II RP próbowali po prostu pozszywać jakoś to kompletnie rozklejone, wielonarodowe państwo, a przy okazji zachować się stosownie do zajmowanej geopolitycznie pozycji – między młotem a kowadłem. Stąd wszechobecny militaryzm, stąd manifestacje siły i mocarstwowych ambicji. Śmiesznych dzisiaj, tym bardziej że wcale nie ukrywano inspiracji monumentalną architekturą „krajów dynamicznych" – jak je wtedy nazywano – czyli faszystowskich Niemiec i Włoch oraz sowieckiej Rosji. W tamtym jednak momencie  wydawało się mieć to jakiś sens.

Jak więc miała wyglądać ta mocarstwowa Warszawa? Na Saskiej Kępie miały wyrosnąć zabudowania Powszechnej Wystawy Krajowej, które zwracałyby miasto ku Wiśle. W centrum powstać miały dworce, w tym monumentalny Dworzec Centralny, cały – tak w kwestii architektury, jak i ornamentyki rzeźbiarsko-malarskiej – mający być alegorią Polski i serwować konkretny komunikat: „Przybywacie do nowoczesnego kraju o mocarstwowych ambicjach".

Najbardziej jednak charakterystycznym elementem stołecznej przestrzeni miała być dzielnica marszałka Piłsudskiego na Polu Mokotowskim. Wypełniona łukami triumfalnymi, gargantuicznie szerokimi arteriami. Wyeksponowaną wśród nich Świątynią Opatrzności Bożej, tak olbrzymią, że zamiast wotywnym kościołem stać się miała „pomnikiem spełnienia narodowej przysięgi" – jak ujął to Zbigniew Skibniewski. A nad całością oczywiście dominować miał pomnik Piłsudskiego – rzecz prosta, monstrualny.

„Warszawska dzielnica reprezentacyjna w tym kontekście [napięcia wojennego lat 30. – przyp. aut.] jawi się jako egzemplifikacja procesu upolitycznienia i propagandowego uprzedmiotowienia architektury" – pisze Trybuś.

Jedno jest pewne – w mieście idei żyć by się nie dało, na tej samej zasadzie jak nie da się zamieszkać na cokole pomnika. Pod tym względem należy się raczej cieszyć, że większość ówczesnych pomysłów nie udało się jednak wcielić w życie, niezależnie od tego, jak były piękne. Bo istotnie były, co można zobaczyć na często niepublikowanych wcześniej planach i makietach, jakimi naszpikowana jest ta praca.

Reklama
Reklama

A jeśli komuś i tego mało, to może sięgnąć po wydaną przez Muzeum Powstania Warszawskiego „Archimapę 1944" – dobrze uzupełniająca książkę Trybusia.

Ale „Warszawa niezaistniała" choć niby opowiada po prostu o architekturze Warszawy, jeszcze więcej jednak mówi o mentalności i o nastrojach ówczesnych Europejczyków. W tym dziwnym okresie, w którym wciąż chciano myśleć w kategoriach feudalnych, nie zauważając, że I wojna światowa wykluczyła ostatecznie taką możliwość. Jest zresztą coś symbolicznego w fakcie, że tę może i szlachetną, ale przecież mrzonkę przerwał wybuch II wojny światowej. A o tym, że istotnie była to tylko mrzonka, najlepiej świadczy fakt, że tym, którzy korzystali z tego pomysłu po wojnie, też się nie udało. Na szczęście.

Literatura
Kalka z języka niemieckiego w komiksie o Kaczorze Donaldzie zirytowała polskich fanów
Literatura
Neapol widziany od kulis: nie tylko Ferrante, Saviano i Maradona
Literatura
Wybitna poetka Urszula Kozioł nie żyje. Napisała: „przemija życie jak noc: w okamgnieniu.”
Literatura
Dług za buty do koszykówki. O latach 90. i transformacji bez nostalgii
Literatura
Marcel Moss o swoich pisarskich tajemnicach. Prawie wszystkich...
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama