Reklama
Rozwiń

Najlepsza dentystka w Londynie Wojciecha Chmielewskiego

Stołeczny koloryt w prozie Chmielewskiego nabiera uniwersalności - pisze Marcin Kube.

Publikacja: 18.08.2014 23:14

Wojciech Chmielewski "Najlepsza dentystka w Londynie" Arcana, Kraków 2014

Wojciech Chmielewski "Najlepsza dentystka w Londynie" Arcana, Kraków 2014

Foto: Rzeczpospolita

Lokalność i głębokie osadzenie w warszawskich realiach opowiadań zawartych w najnowszym zbiorze 45-letniego Wojciecha Chmielewskiego „Najlepsza dentystka w Londynie" nie stanowi żadnego ograniczenia. Wręcz przeciwnie, bo jak pisała Susan Sontag – im mocniej dana historia jest osadzona w konkretnym miejscu i czasie, tym bardziej staje się uniwersalna. Coś w tym jest, bo tak jak Warszawa ma swoje ulice Dzielną, Stalową lub Nalewki, tak Kraków, Łódź czy mniejszy Lubartów mają też swoje miejsca pamięci. Naznaczone historią, „uświęcone krwią" – jak można przeczytać na pomnikach ku czci zabitych.

Piszę o tym dlatego, że u Chmielewskiego przeszłość ma znaczenie niebagatelne. Część wymienionych ulic z pozoru nie ma dziś już w sobie nic z dawnego charakteru. Chmielewski opisuje te miejsca – osiedla pobudowane na gruzach getta, biurowce przytłaczające dawne kamienice i drogie lokale wypierające tanie spelunki. Nie załamuje rąk nad drapieżną modernizacją, nie złorzeczy i nie moralizuje. Patrzy na wszystko, wskazując tu i ówdzie nasze znieczulenie i zapędzenie. Zamiast przytłaczającego smutku operuje delikatną melancholią. Jak echo powtarza pytanie – dlaczego jedni chcą pamiętać, a inni tylko lekceważąco wzruszają ramionami?

Ale nie tylko duchy przeszłości Chmielewskiego interesują. Podobnie jak jego mistrz Marek Nowakowski pisze o Warszawie, której nie znajdziemy w landrynkowych serialach. To Polska jak u Smarzowskiego, ale tam, gdzie znany reżyser wstawia szyderstwo, tam Chmielewski z empatią wsłuchuje się w czyjąś opowieść. Może to być historia starej prostytutki, która na Dworcu Centralnym otworzyła knajpę. Albo wspomnienia zapijaczonego artysty malarza, który marzy o zagranicznych wernisażach.

Jednocześnie Chmielewski nie przybiera irytującej maniery reportażystów, którzy wpadają na chwilę do brzydkiego świata pozachwycać się brudem i podumać nad biedą. Bo jak zjadliwie zauważała wspomniana już Sontag – nic nie wzbogaca współczesnego człowieka bardziej niż widok cudzego cierpienia. Chmielewski nie wpadł do Baru Polskiego na chwilę. On się w nim czuje swobodnie, choć przecież dostrzega jego ciemne strony. Wie, że po ostrym piciu jest kac, a po awanturze są siniaki i rozbity nos.

Jednak krzywdę wyrządziłbym pisarzowi, gdybym sprowadził go wyłącznie do portrecisty melin i starych ulic. Dlatego że Chmielewski świetnie wypada, opisując spauperyzowanych inteligentów, obsesyjnie powracających do wydarzeń i nastrojów z przeszłości. Bohaterowie opowiadań roją o wielkich sukcesach, chcą zmieniać swoje życie, ale wciąż nie mogą wyrwać się z życiowego letargu. Widzimy znużonych pracą nauczycieli szkolnych, polonistów i historyków przychodzących na kacu do pracy.

Najlepszym przykładem takiej narracji jest tytułowe opowiadanie, w którym bohater snuje się po mieście, wspomina, zrzędzi i krytykuje otaczający świat. Jednocześnie jest świadomy swojej podłej kondycji, więc od czasu do czasu szuka zapomnienia w skrętach i psychotropach. Swoje przygody, czy może raczej antyprzygody, dzieli z Guciem – zapalonym modelarzem po kilku próbach samobójczych. Zanurzają się w zapomnienie, by nad ranem obudzić się na klatce schodowej gdzieś w obcej dzielnicy.

Zachwycamy się humorem Etgara Kereta, lubimy bohaterki Alice Munro. Warto pamiętać, że u nas jest taki Chmielewski.

Lokalność i głębokie osadzenie w warszawskich realiach opowiadań zawartych w najnowszym zbiorze 45-letniego Wojciecha Chmielewskiego „Najlepsza dentystka w Londynie" nie stanowi żadnego ograniczenia. Wręcz przeciwnie, bo jak pisała Susan Sontag – im mocniej dana historia jest osadzona w konkretnym miejscu i czasie, tym bardziej staje się uniwersalna. Coś w tym jest, bo tak jak Warszawa ma swoje ulice Dzielną, Stalową lub Nalewki, tak Kraków, Łódź czy mniejszy Lubartów mają też swoje miejsca pamięci. Naznaczone historią, „uświęcone krwią" – jak można przeczytać na pomnikach ku czci zabitych.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Literatura
„Bałtyk", czyli kogo „obsmarował" w „Czarodziejskiej Górze" Tomasz Mann
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Literatura
„Bałtyk” Tora Eysteina Øveråsa: tajemnice twórców bałtyckiego kręgu
Literatura
„Świat zagubiony”czyli Polska Ludowa przenosi się w kosmos
Literatura
„Czarodziej śmierci” – nowy kryminał Katarzyny Bondy jak „Breaking Bad” po polsku
Literatura
Jakub Małecki ujawnia szczegóły nowej powieści – „Fabuła wynika z intymności”