Od strony plastycznej to jeden z najpiękniejszych albumów, jakie oglądałam w ostatnich miesiącach. Zasługa Krzysztofa Gawronkiewicza (rocznik 1969). Pracował nad komiksem „Powstanie. Za dzień, za dwa" aż sześć lat. I to widać.
Za scenariusz odpowiada mieszkająca obecnie w Brukseli Marzena Sowa (ur. 1979), znana głównie z autobiograficznej sagi „Marzi". Ona też biedziła się nad tekstem kawał czasu. Mimo to dialogi pisane pod zachodniego odbiorcę są dla polskiego czytelnika trochę zbyt naiwne.
Narratorem jest 17-letni Edward. Jego „dorosłe" wspomnienia zaczynają się wraz z zauroczeniem kobietą. I choć w mieście narasta niepokój, on z Alicją patrzą sobie w oczy, wymieniają całusy. Wiadomo, pierwsza miłość...
Taki punkt wyjścia pozwolił autorom przedstawić okupowaną Warszawę i jej mieszkańców inaczej, niż przywykliśmy. Sowa i Gawronkiewicz omijali patos oraz... wojnę. Mimo to wyczuwa się grozę przyczajoną w mrocznych bramach, „gotycko" wydłużonych cieniach drobnych ludzkich figurek na pustawych ulicach.
Ale za zaciemnianymi oknami są wciąż enklawy ciepła, bezpieczeństwa. Tak jak u rodziców Alicji, dokąd Edward idzie z pierwszą wizytą. Familijny klimat od wejścia: chłopak dostaje kapcie, na stole pojawiają się herbata i alkohol. Sielski nastrój psuje godzina policyjna, która zmusza go do opuszczenia gościnnego domu i życzliwej kamienicy. Wszyscy jej lokatorzy są jak wielka familia, wspierająca się, pełna zrozumienia. Jedno im zgrzyta – absztyfikant Anny, nauczycielki udzielającej lekcji na tajnych kompletach. To Willi, Niemiec, wróg.