„Bóg we własnej osobie" to strzał w dziesiątkę. W obecnej sytuacji w Polsce, na świecie... Jedni wystawiają wszystko na sprzedaż, inni oddają życie za wiarę. Z jednej strony terroryzm uświęcony religią, z drugiej — destrukcja wartości. Fanatyzm kontra cynizm. I oto francuski autor Marc-Antoine Mathieu (rocznik 1959) podejmuje gorący temat: tworzy bajkę-moralitet. W pewnym mieście pojawia się ten, do którego można mieć pretensje za cały bałagan. Właśnie zarządzono spis ludności (aluzja do Ewangelii). W długiej kolejce ustawia się brodaty, długowłosy facet. Indagowany przez urzędników, podaje swoje dane: Bóg BÓG.
Stwórca czy uzurpator? Wątpliwości rozwiewają nadprzyrodzone umiejętności bohatera, który pojawia się w wielu kadrach, lecz którego fizjonomii w żadnym ujęciu dokładnie nie widać. Za to pozostali obywatele kraju zostali sportretowani dobitnie, drapieżnie. Każda postać negatywna, co odzwierciedla się w rysach twarzy, w sylwetkach. Mathieu stworzył galerię prawie karykaturalnych pysków, które wydają się dziwnie znajome...
Całość w konwencji noir, nie tylko z racji użycia czerni i szarości z niewielką dawką bieli. Wiele scen zdają się oświetlonym mocnym reflektorem, często od dołu, jak w ekspresyjnych filmach epoki kina niemego, gdzie grozę i groteskę zwiększają deformujące cienie.
Mathieu dobrał tę stylistykę do filozoficznego tematu. Podejmuje problem Absolutu, przywołuje rozważania swoich wielkich rodaków, od Pascala, poprzez Voltaire'a do Flauberta (nie od rzeczy przypomnieć też Houellebecqa i „Uległość"). Zahacza o Junga, Einsteina i innych myślicieli, traktujących o naturze bytu i materii, a nade wszystko — o sile sprawczej, koordynującej funkcjonowanie tego najlepszego ze światów. Najlepszego? Autor zdaje się nie mieć wątpliwości co do tego, że człowiek nie jest najbardziej udaną kreacją Stwórcy.
Zbiegiem okoliczności, w kinach oglądamy podobne w charakterze „obrazoburcze" dzieło. „Zupełnie Nowy Testament" belgijskiego reżysera Jaco van Dormaela (dwa lata starszy od Mathieu) także pokazuje Boga, który zstąpił między ludzkość i doświadcza podłego losu tego wybrakowanego gatunku. W obydwu przypadkach Stwórca jest ukarany za błędy w kreacyjnym dziele. Po prostu, ludzie weń nie wierzą. Albo gorzej — mają innych bogów przed Nim: mamonę, władzę, karierę.