Za każdym razem wygląda to podobnie. W drzwiach dawnej sztokholmskiej giełdy o godz. 13 czasu lokalnego staje stały sekretarz Akademii Szwedzkiej i ogłasza werdykt. W tym roku po tradycyjnie enigmatycznym uzasadnieniu („za niepodrabialny poetycki język, który w swym surowym pięknie nadaje egzystencji jednostki charakter uniwersalny") padło nazwisko, które kojarzyło niewielu obserwatorów.
Kiedy Mats Malm, pełniący swą funkcję od 2019 roku powiedział: Louise Glück, na kilka sekund zapadła cisza, a wszyscy zaczęli skanować pamięć w poszukiwaniu tej 77-letniej amerykańskiej poetki. Louise Glück jest niby jedną z najważniejszych i najbardziej utytułowanych w USA, ale przecież wiadomo, jak to jest z poezją. Innymi słowy: werdykt z 2020 r. był niespodzianką. Ale czy nie jest tak co roku. Nie na tym polega właśnie Nobel?
Duże zaskoczenie
Tylko jeden serwis bukmacherski uwzględnił Louise Glück w noblowskich sugestiach. Portal Nicer Odds wytypował Amerykankę na 21. miejscu i jeśli ktoś postawiłby na nią złotówkę, wygrałby 26 zł. To pokazuje, że proces „uszczelniania" Akademii zakończył się sukcesem, bo do 2017 r. typowanie szło bukmacherom zaskakująco dobrze.
Działo się to za sprawą noblowskiego „kreta" Jeana-Claude'a Arnaulta, autora największego skandalu wokół Nobla w historii, który dziś odsiaduje wyrok za przestępstwa seksualne.
Zaskoczenie tegoroczną laureatką było o tyle większe, że opinia publiczna oczekiwała zwycięstwa autorki mocniej wpisującej się w wiatr obyczajowych przemian wiejących z Ameryki – twórcy (najpewniej kobiety), którego na sztandary mogliby wziąć protestujący w USA Afroamerykanie oraz kobiety piętnujące przemoc seksualną pod hasłem #MeToo.