Rz: Scenariusz "Inland Empire" powstawał w czasie zdjęć, spontanicznie. Podobno żaden aktor nie wiedział, co będzie grał następnego dnia i jakie będą losy jego bohatera. Dlaczego zdecydował się pan na takie ryzyko?
Kiedy David Lynch dzwoni i proponuje ci cokolwiek, odpowiadasz: "Tak". I w gruncie rzeczy nie ma tu ryzyka. David jest artystą tej klasy, że zawsze warto uczestniczyć w eksperymencie, na który się decyduje.
Ale jak aktor może budować postać, mając na jej temat tak enigmatyczne informacje?
Kiedy zgodziłem się zagrać w "Szklanej pułapce 3", wiedziałem o moim bohaterze niemal wszystko. W superprodukcjach o olbrzymim budżecie nie ma miejsca na niespodzianki, niedopowiedzenia i tajemnice. W przypadku "Inland Empire" wiedziałem tylko, że zagram reżysera, który kręci film z Laurą Dern. Ale cóż z tego? Tak naprawdę nigdy nie można przewidzieć, jak rola wyjdzie, ani jakie wibracje narodzą się na planie między aktorami. Po prostu trzeba próbować.
Czy wcielając się w reżysera, miał pan jakieś wzory?