O Ingo Maurerze się mówi, że nie jest zwykłym designerem produkującym użytkowe przedmioty, lecz poetą światła. Jego fascynacja edisonowskim wynalazkiem zaczęła się przed 40 laty. Porzucił wówczas studio graficzne i typografię i całkowicie zaangażował się w projekty świetlne.
Mówi o sobie, że kocha ryzyko jak hazardzista i kieruje się instynktem. Stworzył już około 200 autorskich projektów, wydaje się niewyczerpany w pomysłach. Jego wyobraźnia oscyluje między przeciwstawnymi biegunami: sztuką popartu i skrajnego minimalizmu. Pierwszy reprezentuje m.in. żyrandol z „orgią” pozłacanych lalek Barbie, drugi – skrajnie ascetyczna lampa z niczego, czyli kawałek białej szmatki zawieszonej na drucie i ukrytej żarówki. Daje miękko rozproszone światło.Maurer twierdzi, że nie ma niczego genialniejszego w formie od wynalazku Edisona. Dlatego prowokuje urodą nagiej żarówki. Pierwsza jego lampa stołowa z połowy lat 60. wygląda jak wielka przezroczysta żarówka z umieszczoną w środku standardową.
Tytuł wystawy w Zamku Ujazdowskim w Warszawie „Wo bist du, Edison?” – „Gdzie jesteś, Edisonie?” – nawiązuje do nazwy wiszącej lampy, udającej żarówkę bez żarówki. Na pozór wygląda jak przejrzysty klosz z widoczną wielobarwną dużą żarówką, której jednak w środku wcale nie ma. Jest to jedynie hologramowe złudzenie. Naprawdę halogenowe miniaturowe źródło światła zostało ukryte w oprawce bujającej swobodnie w powietrzu.
„Anielska żarówka” ze skrzydełkami jest znakiem firmowym projektanta i nawiązuje do anielskiej natury, utkanej ze światła. Szklana, naturalnych rozmiarów, wisi na drucie, a jako lampa stołowa zdaje się ulatywać w górę.
Na wystawie przeważają minimalistyczne projekty. Lampy z oszczędnych materiałów: drutu i papieru. Niezwykle skromne i wysublimowane w pomyśle, jak naścienna lampa z kartki pokrytej japońskimi hieroglifami. Albo żyrandol z giętkich pręcików z mnóstwem zaczepionych karteczek z zapisanymi sprawami do załatwienia, dedykacjami, adresami.