Gdy ktoś jest pierwszy raz, trudno ocenić, czy zostawi coś ekstra, czy nie. Pewni byli tylko południowcy – Hiszpanie, Włosi, Portugalczycy oraz Francuzi. Nigdy nie zostawili nawet złotówki.
Za to można było liczyć na hojność Rosjan. Pamiętam, jak jedli i pili z Polakami. Nasi rodacy nie wytrzymywali ich tempa i trzeba było po nich sprzątać. Rosjanie przepraszali za zachowanie polskich znajomych, dając każdemu z obsługi, po szatniarza i sprzątaczkę, po 100 zł do ręki.
Sami Polacy jako napiwkarze są zupełnie nieprzewidywalni. Pewne małżeństwo przychodziło co niedzielę na obiad. Mężczyzna zostawiał w koszyku z opłaconym już rachunkiem banknot i wychodził do toalety. Podczas jego nieobecności napiwek inkasowała jego żona!
Innym stałym klientem był „pan Bryzol”. Nazywaliśmy go tak, bo zawsze zamawiał to samo – bryzola właśnie. Zawsze tyle samo płacił i zawsze zostawiał – z wyraźną przyjemnością – 20 zł. Był przy tym bardzo miły, lubiliśmy go.
Sympatię wzbudzały w naszym kelnerskim gronie starsze panie z Saskiej Kępy. Przychodziły w koronkowych rękawiczkach na kawę lub herbatkę. Prosiły o rachunek spokojnym skinieniem głowy i zostawiały bardzo dyskretnie resztę – złoty dwadzieścia, albo nawet dwa złote. Wszystko odbywało się w bardzo miłej atmosferze.