Od połowy lat 90. trwa dobra passa Pawła Mykietyna. W 1995 i 1996 roku jego utwory zwyciężyły w europejskich konkursach młodych kompozytorów, w ślad za tym poszły liczne zamówienia i współpraca teatralna z Krzysztofem Warlikowskim.
37-letni Paweł Mykietyn jest kompozytorem modnym, na jego utwory się czeka, ale na razie zyskał sławę środowiskową. Ale to on i jego generacja mają dziś większy wpływ na oblicze polskiej muzyki niż starsi o kilkadziesiąt lat, a bardziej rozreklamowani nasi mistrzowie.
Twórczość Mykietyna warto i należy znać, a umożliwia to wydany właśnie album „Speechless Song”. Ale to nie jest muzyka do łatwego słuchania. Nie dlatego, że Mykietyn w sposób rewolucyjny burzy stary ład i zalewa słuchacza falą awangardowych brzmień. On chętnie podejmuje dialog z tradycją. Jego utwory odznaczają się precyzyjną, wyrafinowaną konstrukcją, więc muzyki Mykietyna należy wysłuchać w skupieniu, a potem wracać do niej, by odkryć wszystkie smaczki.
Zabawę z klasyczną formą można dostrzec w kameralnej niby-symfonii „3 for 13” (nagroda, Paryż 1995). Mykietyn porozrzucał w niej fragmenty fugi jakby zaczerpniętej z Bacha. Niezwykłą wrażliwość na słowo wykazał w „Sonetach Szekspira”, a także w „Ładnieniu” skomponowanym do tekstu Marcina Świetlickiego.
Ten ostatni utwór z 2004 r. pokazuje mikrotonowe eksperymenty Mykietyna. Kompozytor nakazuje nastroić o ćwierć tonu niektóre z instrumentów i skonfrontować je z innymi, „normalnie” brzmiącymi. Ten sam zabieg zmiany wysokości dźwięku zastosował w zamykającej album sonacie na wiolonczelę solo.