Rz: Wiele słynnych albumów koncertowych ma tytuły zainspirowane miejscem powstania. Pan jest pierwszą gwiazdą światowego formatu, która zdecydowała się wydać płytę nagraną w Polsce.
David Gilmour:
To był dla mnie wielki zaszczyt i przyjemność.
Ale od koncertu w Stoczni Gdańskiej do premiery "Live in Gdańsk" minęły dwa lata. Dlaczego tak długo się pan zastanawiał?
Zamierzaliśmy wydać CD i DVD będące przeglądem całego mojego tournée w 2006 r., pokazać miasta, w których występowaliśmy. Jednak po wysłuchaniu wszystkich nagrań – a musiało to zająć wiele czasu, bo daliśmy 50 koncertów w Europie i Ameryce – zorientowaliśmy się, że to, co najlepsze, w przytłaczającej części powstało w Gdańsku. Zdecydowaliśmy o zmianie planów. Wprawdzie zmarnowaliśmy wiele czasu, wiele pracy poszło na marne, ale ważniejszy był efekt końcowy: pokazanie koncertu w Stoczni Gdańskiej. Tak powstało "Live in Gdańsk".