Powiedzenie: „Jesteśmy zbyt biedni, żeby kupować tanio”, to ulubiony slogan producentów luksusu i pseudoluksusu. Ja także używam go czasami jako wymówki dla ekscesów zakupowych. Ale wiem, że to nie musi być prawda. I każdy, kto miał do czynienia z testami konsumenckimi, wie, że tańsze może być lepsze niż droższe. Na własnej skórze (stóp) sprawdziłam, że polski tani krem Dernilan jest sto razy skuteczniejszy niż reklamowane droższe zagraniczne odpowiedniki. Dowiedziałam się tego dzięki uprzejmej pani aptekarz, która nie została jeszcze skorumpowana przez koncern farmaceutyczny. Ale taką informację powinnam przecież uzyskać z niezależnego pisma konsumenckiego. Gdyby takowe istniało.
Na stronie Polskiej Federacji Konsumentów znajduje się parę testów, najnowszy z zeszłego roku. Zbadano kremy do opalania, kremy do twarzy i na pryszcze, płyny do naczyń, tłuszcze stołowe itp. Dobre i to, ale przecież badania trzeba robić stale, dużo i na świeżo, bo rynek się zmienia.
Korzyści płynące z pisma konsumenckiego odkryła przede mną żona szwajcarskiego dyplomaty na placówce w Polsce. Ta oszczędna i rozsądna Szwajcarka nie kupiła żadnej rzeczy trwałego użytku, dopóki nie zapoznała się z testem. W tym celu prenumerowała francuskie pismo „Que choisir”, które kilka razy od niej pożyczyłam. Teraz Szwajcarka wyjechała, a ja czasem wpadam na stronę internetową „Que choisir”. Ale testy mogę polizać przez szybę, bo są płatne. Nawet skłonna byłabym zapłacić, tylko po co mi informacja o tym, co można kupić we Francji?
Krem do stóp czy na pryszcze to pryszcz. Można się najwyżej naciąć na parę złotych. Najgorszy jest wybór sprzętu elektronicznego. Kto się w tym połapie? Kto przeczyta i zrozumie setki stronic instrukcji, porówna parametry? „Que choisir” sprawdziło, że największym zainteresowaniem czytelników cieszą się właśnie testy oprogramowania, aparatów fotograficznych, telewizorów, DVD, sprzętu gospodarstwa domowego. Ale nie tylko. Pismo pomaga także zrozumieć to, co dla większości ludzi pozostaje najczarniejszą magią.
Nie wiem, jak jest za granicą, ale w Polsce taryfy telefonii komórkowych pisał chyba sam Belzebub. To majstersztyk perfidii i podstępnej logiki, której ofiarą zawsze pada abonent. Byłabym głęboko wdzięczna, gdyby ktoś obiektywny zechciał mi wyjaśnić, dlaczego rachunek za moją komórkę wyniósł ostatnio 300 zł, mimo że Era zawiadomiła mnie, iż mam 200 darmowych minut, a rozmawiałam 120. Chciałabym, żeby ktoś oświecił mnie, dlaczego mogę rozmawiać za darmo, z kim chcę i ile chcę, pod warunkiem że rozmowy odbywają się między 3 a 3.27 w nocy we wtorek, że imiona rozmówców zaczynają się na ź i że dotyczy to tylko połączeń z Madagaskarem.