Marka rozprowadzana jest wśród wybranych. I nie chodzi tu o jej cenę, bo ta nawet nie robi specjalnie dużego wrażenia.
Katalończycy znają się na trunkach, na dobrym jedzeniu i miłym biesiadowaniu. Nie jest tu trudno dobrze zjeść i napić się wybornego wina czy dobrej cavy (odpowiednik francuskiego szampana). O miejscach do tego stworzonych nie muszę nawet wspominać. Pomysł nie był więc zbyt oryginalny. Dobre jedzenie, dobre picie, dobra zabawa.
Wszystko zaczęło się od kupienia winnicy. Grupa biznesmenów złożyła się i w zagłębiu katalońskich winnic, w Penedes, kupiła kilka hektarów ziemi. Tam też powstał pierwszy klub Mas Xarot. Biznesmeni, artyści, lekarze, architekci spotykają się, żeby porozmawiać, przekazać sobie wzajemnie doświadczenia czy osiągnięcia w swoich dziedzinach. Poznać się, nawiązać nowe kontakty biznesowe i towarzyskie, wymienić uprzejmości czy porozmawiać o pogodzie. Po prostu miło spędzić czas.
Przesłanie jest proste. Skoro tak wiele osób spotyka się przy dobrej kawie, to dlaczego nie gromadzić ludzi przy dobrej cavie. Umawiają więc wybrane osoby na cavę, a reszta układa się sama. Prowokują powstawanie kręgów towarzyskich, które mają jakiś wspólny mianownik. Nie ograniczają się więc do bankowców, malarzy czy aktorów. To ma być elita wszystkich dziedzin. I nigdy nie będą to spotkania samych kobiet czy samych mężczyzn. Przede wszystkim różnorodność. Ale snobistyczna albo chociaż wyjątkowa.
Wszystko odbywa się w pięknym i trochę bajkowym otoczeniu. Malutka wytwórnia cavy, na dole linia produkcyjna, a w piwnicach kilka tysięcy leżakujących butelek. Dech zapiera obrośnięte winoroślą patio. W sali na bardzo długim stole, obok win i cav, wykwintne jedzenie.