Jej kreacje kupują kolekcjonerzy. Jedną z nich Szenfeld skomponowała z białych papierowych torebek, inną z serpentyn. Ciuchy z papieru nie są może praktyczne, ale budzą zainteresowanie.
– Nie robię kreacji z papieru w celach komercyjnych – mówi „Rz” Bea Szenfeld. Nie chodzi mi o to, by wyeksponować materiał czy markę, tylko design i kreatywność – opowiada. W swojej trzeciej kolekcji posłużyła się kartonem o metalicznej powierzchni. – Inspirowały mnie marynistyka, syrenki i grecka mitologia – relacjonuje.
Zaprojektowała kostium kąpielowy z wyglądających jak blaszki kolorowych kółeczek. Inny frywolny wariant, sukienka na koktajl, powstał z koronkowych serwetek do tortów. Stoi teraz jako eksponat w Nordyckim Muzeum.
Bea przyjechała do Szwecji z Polski, kiedy miała dziesięć lat. – To było fascynujące, ale i smutne. Tęskniłam za babcią i psem, którzy zostali w Polsce. Babcia pracowała w fabryce w Kaliszu i nauczyła mnie szyć i robić na drutach – opowiada.
Przełomem w jej karierze był udział w telewizyjnym programie „Fashion House” w 2003 roku. Jako jedna z pięciu Szwedek stanęła w szranki z 20 innymi designerami z Europy, starając się o praktykę u kreatorki mody Stelli McCartney w Londynie. Szenfeld konkurs wygrała. Pracowała u McCartney osiem miesięcy. Praktykę wspomina mile, choć pod znakiem ciężkiej pracy. – Tworzyliśmy wspaniały design. Cały ośmioosobowy zespół pomagał realizować pomysły Stelli – opowiada. Uczyła się pracować nad wielkimi kolekcjami i kontrolować, by wszystko było zgrane: bielizna, kostiumy, torebki, buty, okulary, także zachowania wobec kupców. Mc Cartney opisuje jako bardzo sympatyczną i skromną w relacjach z pracownikami.