– Rycerze na koniach zjeżdżali galopem z tego wzniesienia – pokazuje Janette. – A tu, gdzie teraz stoimy, i tam na górze stały kamery. Janette była świadkiem kręcenia filmu „Robin Hood” Ridleya Scotta, który miał premierę w maju tego roku. Na dwa dni filmowcy zjechali do parku narodowego w środkowej Anglii, Peak District. Było dużo zamieszania, ze stadnin w całym kraju zwożono wypożyczone konie, przebierano setki statystów.
Film Scotta ożywił zainteresowanie legendarnym banitą, którego historię opowiadają sobie od 800 lat kolejne pokolenia. Wiedziony sentymentem wyruszyłem do Anglii śladami bohatera legendy.
[srodtytul]Peak bez szczytów[/srodtytul]
Teraz znowu tam, gdzie rozgrywały się bitewne sceny, spokojnie pasą się owce. Jak sto i tysiąc lat temu. Zielone łąki na pagórkach Peak District znakomicie się do tego nadają.
Rozciągający się między Derby a Manchesterem Peak District został parkiem narodowym w 1951 r. jako pierwszy w całej Wielkiej Brytanii. Wbrew nazwie nie ma tu wysokich szczytów. Najwyższy, Kinder Scout, liczy sobie zaledwie 636 m n.p.m. Ale Anglicy chętnie go odwiedzają. Rocznie 22 miliony turystów (rekord Europy!) przemierzają 2900 km ścieżek – pieszo, na rowerach i konno. Wspinają się na skałki, uprawiają paragliding, spływy rzekami, penetrują liczne jaskinie. Na szczęście park nie jest mały, mierzy 1437 km kw., to ponad dwa razy więcej niż największy park narodowy w Polsce, Biebrzański (592 km kw.).